
Orange Warsaw Festival 2013
Wykonawcy: Basement Jaxx | Beyoncé | Cypress Hill | Fatboy Slim | Lipali | OCN | The Offspring | Tinie Tempah
Miejsce: WARSZAWA, Stadion Narodowy
Data: 25-26.05.2013

RELACJA
Nie będzie o festiwalu, będzie o tylko Beyoncé. Myślałam, że jak prześpię się z tymi wrażeniami, dam im nieco zagnieździć się w mej głowie, będę w stanie jednoznacznie powiedzieć czy mi się podobało, czy nie. Otóż, nie jestem.
Jeśli podejść do sprawy analitycznie, zastanowić się nad poszczególnymi elementami show, jest jak najbardziej w porządku. Mrs. Carter ma nieziemski głos. Piękny, potężny i naprawdę potrafi śpiewać. Dar od Bozi ma jednak nie tylko ona, mało kto jednak ma jeszcze taką kondycję.
Największe wrażenie robiła właśnie forma gwiazdy. Wciąż w ruchu, na wysokich obcasach, z chorografią bardziej przypominającą trening bokserski niż "Jezioro Łabędzie" i zero zadyszki. Żadnego sapania, krótkiego oddechu, głos jak dzwon i bezbłędnie w punkt, gdzie trzeba i jak trzeba. Wielkie, wielkie za to ukłony, bo niewątpliwie taka dyspozycja wymaga ogromnych nakładów pracy. Kolejny atut to uroda - Beyoncé wyglądała ślicznie, a momentami wręcz olśniewająco. Szkoda, że tak boi się brzydko wychodzić na zdjęciach (dlatego pozwoliła fotografować się wyłącznie z wysoko położonej trybuny prasowej), bo jestem przekonana, że gros fotek z Warszawy byłoby wspaniałych. Nieco gorzej wypadł repertuar, ale wplecionego "Bitter Sweet Symphony" The Verve w "If I Were A Boy" się nie spodziewałam (nie sprawdzałam wcześniej setlist), bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie dość rockowa wersja "Why Don't You Love Me" i jeszcze bardziej przypominające piosenkę Jackson 5 "Love on Top". Wisienką na torcie było oczywiście "Crazy in Love"... pieprznięcie dęciaków na początku sprawiło, że poczułam, iż warto było wybrać się na Narodowy. Ten numer jest niezmiennie doskonały, a w wersji z żywymi instrumentami po prostu zniewala (dygresja: czy tylko mnie dekoracja i strój w czasie tego wykonania przypominały okładkę soundtracku "Wielkiego Gatsby'ego"?).
Jak widać, plusów było sporo, ale wrażenie ogólne ciężko zaliczyć do pozytywnych. Było najzwyczajniej w świecie nudnawo. Seria przebieranek, która była częścią występu dość szybko zaczęła nużyć, szczególnie, że prezentowane w toaletowych przerwach filmiki rzadko wyróżniały się czymś szczególnym i najczęściej przypominały reklamy. Ciężko też mówić o cudownej atmosferze. Nie przeczę, że zgromadzeni kilka metrów od diwy mogli być zauroczeni, kiedy uśmiechnęła się w ich kierunku. W dalszych i wyższych partiach stadionu nie było czuć niczego wyjątkowego. Ot, show wielkiej gwiazdy z tryskającymi z gitar iskrami, migoczącymi światłami, pobłyskującymi strojami.
Nie można Beyoncé odmówić profesjonalizmu, widać, że wkłada w swoją pracę wiele wysiłku i zaangażowania. Niestety, trochę czuć, że to właśnie praca. Bez wątpienia jest wielką gwiazdą o nieprzeciętnym głosie, mego serca jednak nie zdobyła.

GALERIA
27 maja 2013, 18:28
mtx8