
Rock In Summer 2012: Korn
Wykonawcy: Chassis | Hunter | Korn
Miejsce: WARSZAWA, Park Sowińskiego
Data: 15.08.2012
rozpoczęcie imprezy: 17:00
Bilety: 125 zł - w przedsprzedaży, 140 zł - w dniu imprezy

RELACJA
Dylemat był - sprawdzić, jak Waldemar Fornalik przygotował kadrę do meczu z Estonią czy iść na 7349. koncert Korna. Wybrałam dobrze.
Decyzja była w sumie prosta. Oczywiście nie widziałam Amerykanów ponad 7 tysięcy razy, ale sporo. Pomyślałam jednak, że na nich nigdy się nie zawiodłam, a na polskiej reprezentacji... no, cóż. Według doniesień i tym razem biało-czerwoni się nie popisali, a Korn... Korn wręcz przeciwnie.
Korn to zespół, który mógłby grać koncerty raz w tygodniu i chyba by mi się nie znudził. Jest bowiem w występach kapeli duża regularność, powtarzalność, takie stałe fragmenty gry, które jednak o dziwo wychodzą im znakomicie i zawsze się sprawdzają. Fani wiedzą, które Johnathan Davis będzie grać na kobzie, wiadomo, które fragmenty "Blind" trzeba wykrzykiwać i że będzie cover "Another Brick In The Wall". Kiedy zaintonowali klasyk Pink Floyd, pomyślałam sobie, że mogliby już zacząć inny cover, ale szybko zmieniłam zdanie. Z każdą trasą ten numer wychodzi im lepiej. Tym razem nadali mu bardziej mroczny, nerwowy, wręcz niepokojący charakter i już tak bardzo nasycili "kornowatością", że stał się integralną częścią ich repertuaru. Po wielu próbach, powtórzeniach osiągnęli perfekcję. I podobnie jeśli chodzi o cały koncert, który pomimo wspomnianych stałych fragmentów, był czymś zupełnie innym niż wcześniejsze występy bandu.
Show podzielono na trzy zasadnicze części. Pierwsza to taka nieszczególnie wyróżniająca się rozgrzewka ze starociami i rarytasami. Druga, najbardziej zaskakująca i widowiskowa, to prezentacja materiału z nowej płyty "The Path of Totality". Album uważam, że nie jest najlepszy, ale w wersji na żywo daje radę. Scenę "ozdobiono" dużymi telebimami, które rozświetlano jaskrawymi barwami. W zderzeniu z dubstepowymi zagrywkami robiła się z tego taka... metalowa dyskoteka. Bardzo głośnia, agresywna, ale jednak z błyskającymi światłami i świdrującą elektroniką (dla wzmocnienia efektu zaangażowano DJ-a, ale i dodatkowego gitarzystę). No i "Get Up!" naprawdę potrafi porwać tłum. Trzecia część to - to, co tygryski lubią najbardziej, czyli hiciory. Od "Here To Stay", które w kontraście z nowymi kawałkami wydaje się ciężkim, tłustym metalowym utworem, przez "Freak on the Leash" i "Falling Away From Me" po "Got A Life" i "Blind" na bis.
Jak zwykle, świetna zabawa, świetne przyjęcie. Korn jest przeciwieństwem naszej reprezentacji i zawsze staje na wysokości zadania. Nawet w eksperymentalnym składzie. Poza dodatkowymi muzykami, zabrakło przecież jednego z filarów brzmienia kapeli czyli Fieldy'ego. Zastąpił go Ryan Martinie z Mudvayne. Co prawda poszaleć mu nie pozwolono, ale z powierzonych obowiązków wywiązał się bezbłędnie, a że jest barwną postacią jeszcze urozmaicił i tak kolorowy show.
Wisienką na torcie były gorące podziękowania Davisa, który zapewniał, że każda wizyta w Polsce jest dla nich wspaniałym doświadczeniem i na polskich kibiców, pardon fanów, zawsze może liczyć.
10 maja 2016, 15:32
Egypt