
Ania tęskni za MTV: Hollywood jest supercool
26 czerwca 2012, 09:59 Octopussy
Ci się rozbierają, tamci tańczą, a jeszcze inni całują się z Fredem Durstem. Hollywoodzkie gwiazdy nie mają lekko, nawet, kiedy występują w teledyskach.
Jak wskazuje tytuł tego cyklu, tęsknię z MTV. Jasne, YouTube i tym podobne są wspaniałe, ale nieskończoność zasobów wideo w internecie, sprawia, że sporo nam jednak umyka, a i uwagę widza coraz trudniej przykuć. A jednak. Sigur Rós udowadniają, że się da. Wystarczy Shia LaBeouf. No dobra, nagi, nagusieńki, jak go Pan Bóg stworzył Shia LaBeouf.
Nie spodziewałam się chłopaka "Transformersów" w klipie Islandczyków. Nie dlatego, że taka hollywoodzka postać nie pasuje do utworu, "Fjögur Píanó", ale dlatego, że całkiem niedawno aktor współpracował z Marylinem Mansonem, a ciężko znaleźć wspólny mianownik między tymi wykonawcami. No chyba, że właśnie goliznę.
Aktorzy i aktorki dość często pojawiają się w klipach i nie tak rzadko są to dość zaskakujące wcielenia i/lub kooperację. Pamiętam, jak bardzo zdziwiłam się widząc u boku Madonny (a dokładnie nad nią) Christophera Walkena. Pewnie byłam świeżo po seansie "Łowcy jeleni", w każdym razie, kiedy MTV po raz pierwszy pokazało "Bad Girl" byłam w szoku, że taki poważny, znakomity aktor gra u, za przeproszeniem, Madonny. Okazało się jednak, że prawdziwy szok dopiero przede mną. Osiem lat później z usług laureata Oscara skorzystał - prawdopodobnie ku uciesze wszystkich na świecie - Fatboy Slim. Popis Walkena w "Weapon of Choice" to czysta maestria i w ogóle jeden z najfajniejszych, najzabawniejszych i nigdy nienudzących się teledysków, jakie powstały. Oj, czekało się godzinami, aż w końcu znów go pokażą w TV. A teraz... voilà!
Prawie równie znakomita w tańcu co Walken okazała się Rosario Dawson. Piękność znana z "Sin City" zagrała samą siebie w numerze "Supercool" The Bullitts. Zagrała to mało powiedziane. Całą sobą stworzyła wizualny odpowiednik słowa supercool, pokazała co znaczy luz, dystans i dobra zabawa. O wdzięku, urodzie i seksapilu nie wspomnę.
Poczuciem humoru i autoironią wykazał się też niejaki Bruce Willis. Jego udział w "Stylo" Gorillaz to 110 procent Willisa w Willisie. To pogardliwe spojrzenie, determinacja w każdym geście, szelmowski uśmiech, wyryta w zmarszczkach twardzielskość (oj, tak, w przypadku Bruce'a to jest właśnie twardzielskość). Po prostu esencja i kwintesencja Johna McClane'a. Aż ciśnie się na usta "yupikayey, motherf***er". No, ok. Ach i och też się ciśnie.
Od niektórych jednak na planie teledysku wymaga się znacznie więcej. Weźmy taką... Halle Berry. Laureatka Oscara, dziewczyna Bonda. I co? I przyszło jej się całować z Fredem Durstem. Jako wielbicielka teorii spiskowych uważam, że Limp Bizkit tylko po to nagrali ten straszny, przeokropny cover "Behind Blue Eyes", żeby nasz drogi Fred mógł się w klipie pomigdalić z czarnoskórą pięknością. Co Berry skusiło, ciężko powiedzieć, ale trzeba przyznać, że to profesjonalistka i się przyłożyła.
Na koniec mój ulubiony aktorski teledysk - "Black Lodge" grupy Anthrax. Pewnie teraz drapiecie się w głowę, zastanawiając, co za gwiazda tam występuję. Nieszczególnie wielka, przynajmniej jeśli chodzi o duży ekran. Ci, którzy oglądają seriale kojarzą ją jako Dharmę (tę od Grega), a naprawdę nazywa się Jenna Elfman. Pamiętam, że jako 14-latka byłam zachwycona nie tylko tą piękną piosenką, której - nota bane - współtwórcą jest Angelo Badalamenti, ale i ciekawym, acz niepokojącym i przerażającym swą wymową klipem.