
Paris Hilton, czyli upadek zawodu DJ-a
8 lipca 2012, 17:21 Octopussy
Śpiewać każdy może, trochę lepiej trochę gorzej. Ta życiowa prawda ma jeszcze większe zastosowanie jeśli czasownik śpiewać zamienić na didżejować.
Zawsze bliższa była mi gitara niż klawisze i wzmacniacze Marshalla niż MacBooki. Bezpośrednią inspiracją do napisania tego tekstu były właśnie rzeczone Marshalle, a dokładniej ich wykorzystanie przez zespół Justice. Francuzi "używają" tego jakże wspaniałego sprzętu jako świetlnej dekoracji, co jest jawną profanacją. Genialny sprzęt, dzięki któremu rockowe i metalowe koncerty brzmią potężnie i wspaniale został zdegradowany do roli rekwizytu. I to niestety było symptomatyczne dla całego występu Justice, gdzie wszystko było jedną wielką ściemą i hochsztaplerką. Wszytsko było atrapą, czymś co miało udawać muzykę, koncert, imprezę. Zaprogramowane, ustawione, niemające nic wspólnego z procesem twórczym, kreacją. Wystarczyło wcisnąć play i czasem pomachać do ludzi, od czasu do czasu w lewo bądź prawo ruszyć jakieś pokrętełko.
Trzeba jednak przyznać, że Gaspard Augé i Xavier de Rosnay udawali, że coś tam majstrują przy swoich zabawkach. Miałam kiedyś wątpliwą przyjemność obserwować "w akcji" Tiësto. Holender nawet nie sprawia pozorów, że podczas set robi coś na żywo. Trzyma rączki w górze, bije brawo (chyba sobie), a muzyka zmienia się sama.
No, ale co się czepiam? Ludzie i to tłumnie się przecież bawią. Oczywiście. Wystarczy huknąć głośno, co jakiś czas zarzucić jakiś znany fragment (np. znany z reklamy), a w międzyczasie zapętlić jakiś wznosząco-opadający motyw. Muzyka w zabawie przecież nie przeszkadza i jak tylko ma się ochotę wyskakać i tyłkiem pokręcić, można nawet przy tym, co proponuje Paris Hilton. Dziedziczka hotelarskiej fortuny objawiła się bowiem ostatnio właśnie jako DJ-ka, bijąc na głowę i Justice, i Tiësto i wszystkich innych buttoon pusherów, nie potrafiła bowiem sama nawet tych guziczków powciskać, ani pokrętełek odpowiednio przekręcić. Na szczęście znalazł się jakiś litościwy jegomość, który pojawiał się na scenie i życzliwie robił to za nią.
To właśnie dowodzi, że didżejować naprawdę każdy może. I naprawdę, szkoda, że może. Jest bowiem mnóstwo twórców muzyki elektronicznej, którzy dają znakomite koncerty, którzy miksery, sequencery i klawisze potrafią wykorzystywać znakomicie, pomysłowo. Którzy na scenie robią coś więcej niż kręcą tyłkami i potencjometrami, i biją sobie brawo. A żeby nie być gołosłowną - wystarczy przypomnieć sobie koncerty Underworld.