Adrenaline Mob – „Covertá”

22 marca 2013
ok. 2 minut czytania

To nie zapchajdziura w dyskografii supergrupy, wypełnienie zobowiązań kontraktowych, skok na kasę. „Covertá” to z klasą oddany hołd mistrzom, a także mniej znanym (przynajmniej obecnie), choć artystycznie wspaniałym twórcom. To więcej niż tylko rzetelne odegranie staroci i ubranie utworów we współczesne, soczyste brzmienie. To wspaniała lekcja z historii rocka i metalu, ale także wyczuwalna pasja i zabawa, luz i wyobraźnia.

Mike Portnoy, jego imiennik Orlando, Russell Allen oraz John Moyer przypominają osiem piosenek, które odcisnęły na nich piętno. Wybrali kompozycje, które w oryginale są dynamiczne, drapieżne. Zinterpretowali je z pazurem i polotem. Absolutnie kapitalnie, dużo lepiej niż Annihilatorowi parę lat temu, wyszedł „Romeo Delight” Van Halen, w który wspaniale wpleciono fragment „Whole Lotta Love” Led Zeppelin. Za Zeppów Adrenaline Mob też się wzięli. Konkretnie za „The Lemon Song”. Dość wiernie i z wykopem odtworzono „Stand Up And Shout” Dio oraz „The Mob Rules” Black Sabbath, w którym oryginalnie też śpiewał niezapomniany Ronnie. Swoją drogą głos Russella Allena znakomicie pasuje do przeróbek tego, co nagrał Dio. Supergrupa dodała doładowania „Barracudzie” Heart, całkiem fajnie i z wyczuciem pokombinowała z lekka w „Break On Through” Doorsów”, zaś po prostu genialnie przedstawiła „High Wire” z pierwszej płyty nieco już zapomnianego, chociaż świetnego zespołu Badlands Jake’a E. Lee, ongiś gitarzysty Ozzy’ego.

Mamy do czynienia z instrumentalistami z najwyższej półki, więc wykonanie jest fantastyczne. Allen, Portnoy, Orlando i Moyer pokazują najwyższą klasę. Umiejętności są w służbie całości, nie służą do popisywania się nimi bez celu. Zachęcam do sięgnięcia po „Covertę”, bo tak udanych wydawnictw z cudzym repertuarem ze świecą szukać.