Amy Winehouse – \”Back To Black\”

19 grudnia 2006
ok. 1 minuta czytania

Za źródło inspiracji posłużyła Winehouse twórczość wokalnych grup żeńskich z lat 60. Młoda artystka wzięła jednak tylko to, co niezbędne, a co stanowi kwintesencję soulu – emocje. Na krążku dominuje tzw. ciemny soul. Żadnego robienia maślanych oczu i przesadnych ukłonów w stronę grupy The Supremes. Raczej pochwała żywiołu, seksualności i nie zawsze poskromionych zmysłów. Amy potrafi być okrutnie zimna lub bardzo rozochocona, i to wszystko w jednej piosence (\”You Know I\’m No Good\”). Świadomie gra na emocjach. A przy tym śpiewa impulsywnie, z pasją i chropowatością, która przyjemnie drażni ucho.

Angielka posługuje się nowoczesnym językiem. Jej longplay posiada hiphopowe bity, zresztą pieczę nad produkcją materiału sprawowali Mark Ronson i Salaam Remi, znani ze współpracy m.in. z Macy Gray, Jayem-Z i zespołem The Fugees. Zdecydowanie jednak dominuje brzmienie sprzed około 40 lat, zwłaszcza w sferze instrumentarium, rytmu i układów wokalnych. Fantastycznie słychać to w utworach \”Rehab\”, \”Me & Mr Jones (Fuckery)\” czy \”He Can Only Hold Her\”. Natomiast w kawałku \”Tears Dry On Their Own\” wykorzystano oryginalny temat z soulowego klasyka \”Ain\’t No Mountain High Enough\”.

Amy Winehouse zrobiła kawał świetnej roboty. Albumem \”Back To Black\” na nowo wydobyła moc, która niegdyś towarzyszyła muzyce soul i funk.