Annihilator – „Annihilator”

19 maja 2010
ok. 2 minut czytania

Płytą „Metal” Jeff Waters oddał hołd muzyce, dzięki której złapał za gitarę. Zapewne z tego powodu brzmienie było dość niskie i miękkie. Tym razem Kanadyjczyk nagrał materiał zdecydowanie thrashowy, bardzo ostro brzmiący i chwilami potwornie szybki. Klasyczny metal czy hard rock są tu jedynie krótkotrwałymi przebłyskami, zauważalnymi w „The Trend” czy „Betrayed” oraz w niektórych riffach i solówkach.

Tytuł płyty zdaje się wskazywać, że Kanadyjczyk chce podkreślić, iż jego głównym żywiołem jest thrash metal tnący uszy do krwi. Nie sądzę, by ktoś nawet pobieżnie śledzący dokonania Annihilator, miał co do tego najmniejsze wątpliwości. No chyba, że Jeff zrobił to z myślą o swoich najmłodszych fanach albo w ramach swego rodzaju wymiany dowodu tożsamości na nowszy. Niemal wszystkie dane się zgadzają – gitara Watersa młóci wspaniale, wygrywa kapitalne riffy i świetne solówki („25 Seconds”, „Death In Your Eyes”), co robiła przez ostatnich kilkanaście lat, a Dave Padden po raz czwarty udowadnia, że wokalistą jest więcej niż dobrym. Nowym znakiem, ale takim, do którego nie ma co za bardzo się przywiązywać, jest grający na perkusji Ryan Ahoff. Grający poprawnie, bez fajerwerków, bo te zarezerwowane są dla Watersa. Lider Annihilator postawił na ultraszybki, wściekły thrash metal, momentami mocno ociekający nienawiścią („Coward”, „Payback”), ale nie zapomniał o innym swoim znaku firmowym – piosenkach w średnim tempie z gęsto młócącym lub rwanym riffem. Dzieło wieńczy cover piosenki „Romeo Delight” Van Halen, pochodzącej z płyty „Women And Children First”. Nie wiem, czemu Waters wybrał numer, który ani wybitny, ani popularny nigdy nie był. Może z sentymentu, a może nie chciał przerabiać czegoś oczywistego, jak „Jump”, „Panama” czy „Hot For Teacher”? Swoją drogą, ten ostatni numer w jego wykonaniu chętnie bym usłyszał. Jeff gitarzystą jest nieprzeciętnym i można go bez wielkiej przesady określić Van Halenem thrash metalu. Thrashowy Van Halen z piosenką zespołu braci Van Halenów poradził sobie nieźle. Zagrał ją mocniej, szybciej, ale z rockandrollowym luzem i z dbałością o ładne, melodyjne wokale. W ten sposób fajnie zwieńczył naprawdę udany album.