„Dangerous Woman” to na pewno bardziej dojrzała i śmiała Ariana Grande. Z uroczej, słodkiej dziewczynki kojarzonej z produkcjami Disneya zmieniła się, a raczej powoli zmienia w kobietę. Zmysłową, pewną siebie, zdecydowaną. Ma to przełożenie nie tylko na mniej infantylne teksty, ale i na muzykę. Bardziej seksowną, różnorodną. Nie jest to może drastyczna przemiana jak u Nelly Furtado, gdy stała się „maneater”, ale widać rozwój Ariany i kierunek, w jakim zmierza.
Na nowym albumie wciąż młodziutkiej Amerykanki mniej jest potencjalnych hiciorów, z zapamiętywalnymi z miejsca refrenami, za to więcej dobrego popu. Wielobarwnego, raz bardziej imprezowego (pulsujące „Be Alright”), kiedy indziej romantycznego (numer tytułowy). Popu szczodrze wzbogaconego o elementy R&B i charakterne elektroniczne motywy. Świetnym przykładem jest „Into You” z mocnym beatem i „wijącą” się wokalistką. Znakomite jest też nasączone soulowymi chórkami, podbite disco rytmem „Greedy” czy hollywoodzkie „Leave Me Lonely” z Macy Gray (najlepszy gościnny popis w zestawie). Co ciekawe, najlepsze artystka zostawiła na koniec i to edycji deluxe. „Focus”, młodszy brat „Problem” czaruje dęciakami, z kolei „Step Up” ma mnóstwo energii, a momentami jest wręcz drapieżny. Największe brawa należą się za jazzujące, figlarno-filuterne „Jason’s Song (Gave It Away”) z potężnym ładunkiem emocjonalnym. Nie zapominajmy przy tym wszystkim, że 22-latka ma naprawdę znakomity głos. Jakby połączyć wszystko, co najlepsze od Mariah Carey, Whitney Houston i Christiny Aguilery. Nie każdy musi przepadać za wysoką tonacją, w której lubuje się gwiazda, ale trzeba przyznać, że jest coś wyjątkowego w jej kryształowej barwie.
Przed Arianą Grande wielką, czy raczej jeszcze większa kariera. Dziewczyna nie tylko ma talent i umiejętności, ale i wyczucie – wie gdzie jest granica między tym, co seksowne a wulgarne. Przynajmniej na razie.