Wyprawie do, według Wergiliusza położonej na krańcach świata, \”Najdalszej wyspy\” towarzyszą mocne, surowe kompozycje oraz niezwykle mroczne teksty. Już otwierające longplay \”Biesy\”, co ciekawe – oparte na piosence niemieckiego duetu elektronicznego D.A.F, wprowadzają transowo-mistyczny nastrój, potęgowany powtarzającymi się wersami \”Sato, sato\”, które brzmią jak swoiste zaklęcie. Dalej jest jeszcze ciężej, mroczniej i nieprzewidywalnie.
Apogeum ciężkiego grania zespół osiągnął w \”Przemianach\”, gdzie metaliczne gitary brzmią jakby zostały wyjęte z krążka formacji Pantera. Zarówno w tym, jak i w pozostałych utworach Budzyński śpiewa inaczej niż na poprzednich płytach, potężniej i dużo bardziej surowo. Jego głos brzmi jak z początków Armii, ale też w podobnym stylu \”Budzy\” zaśpiewał na albumie projektu Trupia Czaszka, z piosenkami do tekstów Józefa Baki.
Najciekawszym nagraniem na \”Ultima Thule\” są \”Sygnały\”. Kompozycja zbudowana na zaskakujących zmianach tempa i nastroju, odznaczająca się niesamowitą dramaturgią (wzmocnioną dzięki waltorni), a także niepokojącym tekstem (\”Ludzie mają znów dziwne sny/I robią znów dziwne rzeczy/W głowie im buczy/I idą tam, gdzie nie poszliby nigdy w życiu\”).
Jedynym spokojnym fragmentem działa jest \”Oddech\” – nastrojowy instrumentalny przerywnik między kanonadą niespokojnych dźwięków i poetyckich tekstów, w których toczy się odwieczna metafizyczna walka dobra ze złem, a ludzie zmagają się z własnymi demonami (jak w \”Poza prawem\”).
Na koniec Budzyński i spółka przygotowali dla swoich fanów niespodziankę w postaci trwającej ponad półgodziny suity, w której mamy trochę ostrego zapętlonego grania, szczyptę awangardy oraz echa psychodelicznych poszukiwań grupy Pink Floyd. Ta nie do końca spójna eklektyczna mozaika w wykonaniu Armii nie przekonuje. Raczej można ją potraktować jako dziwny eksperyment i dowód na muzyczną otwartość muzyków. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko jednorazowe doświadczenie i twórcy \”Aguirre\” nie stworzą w przyszłości nowego \”Atom Heart Mother\”.
Tymczasem możemy cieszyć się kolejnym dobrym krążkiem Armii. Kto wie, czy nie najlepszym od czasu kultowej \”Legendy\”.