Autechre – „Exai”

27 marca 2013
ok. 2 minut czytania

Za każdym razem, gdy w moje ręce trafia płyta duetu Autechre, pierwsze co przychodzi mi do głowy to pytanie, czy trzeba być wielkim zapaleńcem twórczości Brytyjczyków albo przynajmniej zagubionym dzieckiem Aphex Twina czy Sqaurepushera, żeby w pełni docenić ich muzykę? No właśnie – muzykę? Bo czy, włączając nowy album „Exai”, mamy do czynienia jeszcze z muzyką? Od pierwszych minut tego wydawnictwa, żywa legenda sceny elektronicznej, duet, który w historii syntetycznych dźwięków zapisał się już dawno złotymi zgłoskami, nie pozostawia wątpliwości – przy jego albumie do końca zostaną tylko najwytrwalsi.

Autechre z chirurgiczną precyzją modeluje swoje złożone, odhumanizowane muzyczne budowle, które brzmią jak koncert zastępu robotów z fabryki komputerowych podzespołów. Cierpliwie, skrupulatnie wybijane i przetwarzane elektroniczne zgrzyty, piski i kwaśne dźwięki, zastępują na „Exai” wszystko to, czego szukamy na innych płytach – zwłaszcza melodie. Możecie się doszukiwać w muzyce Autechre najróżniejszych wpływów – od hip-hopu, przez electro, na ambiencie skończywszy – i być może nawet poszukiwane przez siebie tropy znajdziecie, ale nie oszukujmy się – tu nie o zabawę w odkrywaniu ukrytych śladów czy inspiracji chodzi. Toż to nic innego, jak pokaz elektronicznej destrukcji w wersji czystej. Nie regulujcie odbiorników, z nimi wszystko w porządku – to Autechre dokonują na waszym sprzęcie i narządach słuchu operacji, którą przeżyją tylko albo najodporniejsi albo najbardziej oddani wszystkiemu, co abstrakcyjne i nieprzystępne w elektronice.

Ale choć to oni będą mieć przy „Exai” najwięcej zabawy, kunszt Autechre muszą docenić też wszyscy inni. Choćby musieli przekląć pod nosem, że drugi raz przez ten album przebrnąć się nie da.