Baroness – \”Blue Record\”

8 października 2009
ok. 2 minut czytania

Skojarzenia z Mastodon nie są przypadkowe. Podobnie, jak twórcy genialnego \”Crack The Skye\”, Baroness obficie czerpie z muzyki lat 70., nie boi się ładnych melodii i czystych wokali, grających unisono gitar w stylu Iron Maiden, umiejętnie rozkłada napięcia na krążku. Muzycy sięgają też do estetyki, kojarzącej się z psychodelią lat 60., rockiem progresywnym a nawet balladowymi kompozycjami twórców pokroju Simon And Garfunkel. Gdy do palety dźwiękowej dodamy brudne, stonerowe i indierockowe tony, postmetalowe zagrywki w stylu Isis czy Neurosis będziemy blisko skompletowania pełnego obrazu, który pokazuje nam Baroness na \”Blue Record\”. Jest kolorowo co najmniej jak na okładce autorstwa wokalisty i gitarzysty Johna Dyera Baizleya.

\”Blue Record\” to taka płyta, że po wybrzmieniu jednej kompozycji w napięciu czekamy, co będzie na kolejnej. Klamrami spinającymi całość są delikatne, instrumentalne utwory \”Bullhead\’s Psalm\” i \”Bullhead\’s Lament\” (oprócz nich są jeszcze dwa kawałki bez wokali). Pomiędzy nimi obcujemy z interesującymi kompozycjami, w których szybko grająca, brudna, przesterowana gitara może nagle zmienić się w instrument kreujący niemalże sielski, błogi nastrój, by po chwili zderzyć się z gęsto grającymi bębnami i melodyjnym wokalem na dwa głosy, a zakończyć kawałek prawdziwą kanonadą. Nie ma dłużyzn, jednostajności. Tło czasami uzupełniają różne hałasy. Peter Adams doskonale wpasował się w zespół (gitarowa imitacja helikoptera w \”War, Wisdom And Rhyme\” robi wrażenie). Niby nie jest bardzo skomplikowanie, ale gdy dokładnie się wsłuchać, nie sposób nie dostrzec, że Baroness przyłożył się do detali i rozplanował je tak, iż znakomicie koloryzują piosenki. Muzyczna wyobraźnia prowadzi ich w rozmaite krainy i ewidentnie z każdej z nich starają się przywieźć nam ciekawą pamiątkę. Będę zdziwiony, jeśli \”Blue Record\” nie stanie się dla zespołu przepustką do uznania na szerszą skalę.