Baroness – „Purple”

27 grudnia 2015
ok. 2 minut czytania

Nie można rozpatrywać „Purple” pomijając wypadek busa z muzykami w 2012 roku, który omal nie zakończył się tragedią, a poskutkował między innymi kilkutygodniową hospitalizacją Johna Dyera Baizleya i obrażeniami pozostałych kolegów. Historia Baroness omal się wtedy nie zamknęła. Lider grupy długo dochodził do siebie, zaś ówczesna sekcja rytmiczna postanowiła dać sobie spokój z graniem. Na moje szczęście, nigdy nie znalazłem się w podobnej sytuacji, więc mogę sobie jedynie wyobrażać, co siedziało w głowach muzyków i studiować wywiady, skądinąd bardzo ciekawe, jakich John udzielił kilku polskim magazynom.

Baizley i Pete Adams, były żołnierz, należą szczęśliwie do tych, którzy się nie poddają. Wydarzenia z Anglii z 2012 roku musiały pozostawić w nich ślad. Nie była to nieuleczalna trauma, depresja, zwątpienie w sens życia, lecz radość, że się przetrwało, że można dalej tworzyć, żyć. To uczucie przebija się (wybija) dość często na „Purple”. Płycie wyrazistej, mającej charakter, esencjonalnej, przykuwającej uwagę siłą emocji i wielością dźwiękowych barw, typową dla Baroness. Purpura to kolor jakby na skraju świata jasności i ciemności. Dużo jest dających nadzieję elementów, lecz nie da się nie zauważyć melancholii, refleksyjności, intymności, zadumy, słyszanych chociażby w instrumentalnej „Fugue”, „If I Have To Wake Up (Would You Stop The Rain?)” czy w przejmującej piosence „Chlorine & Wine”. Największe wrażenie robią na mnie jednak zmierzające w stronę radosną petardy pokroju „Morningstar” albo „Shock Me”, których nie powstydziliby się panowie z Mastodon. Wspaniałości Purpury uzupełniają: piękne, głębokie brzmienie, sporo pochowanych pod powierzchnią smaczków (m.in. dzwoneczki, klawisze, cymbałki), które ukazują się tym bardziej ciekawskim melomanom po założeniu słuchawek oraz cudowne melodyjne solówki, zdradzające gorące uczucia gitarzystów względem twórczości Queen i Iron Maiden.

Baroness wywinął się śmierci i z nową sekcją rytmiczną nagrał najlepszą płytę od „Blue”, bijącą radością z życia i tworzenia. Mam nadzieję, że na tym poziomie grupa pozostanie na lata.