Big K.R.I.T. – „4eva N a Day”

7 marca 2012
ok. 2 minut czytania

To właśnie takimi płytami artyści zdobywają szacunek fanów, dzięki nim mogą grać koncerty w całym kraju, a na końcu zawsze jest i tak wisienka. Dla Big K.R.I.T.-a jest nią kontrakt w Def Jamie. Zanim jednak poznamy owoce pracy nad mainstreamowym wydawnictwem, dostaliśmy darmowy materiał „4eva N a Day”.

Ktoś kiedyś powiedział, że rzeczy, za które nie trzeba płacić smakują lepiej, a tak naprawdę nadają życiu sens. Ja może aż tak daleko bym nie wybiegał, ale fakt faktem – gdy można tak doskonały album po prostu legalnie ściągnąć i w 10 minut mieć na odtwarzaczu mp3, radość jest rzeczywiście ogromna. Album Krita to wyprodukowana w całości przez niego, pozbawiona gości (poza trzema dogrywkami żywych instrumentów), opowieść o zupełnie zwyczajnym dniu z jego życia. Rozpoczyna się więc leniwie, bardzo wiosennie, a z każdą godziną, czyli kawałkiem, się rozkręca. Raper dzieli się swoimi przemyśleniami na temat kariery, z wielką pasją opowiada o swojej największej fascynacji – samochodach, opisuje nam swoje rodzinne strony. Momentami ta koncepcja „dzień z życia” odrobinę ucieka w stronę obrazowego przedstawienia historii życiowych, ale nie jest to w żadnym przypadku zarzut. Przecież każdy z nas miewa codziennie przebłyski z przeszłości, rozmyśla nad różnymi wydarzeniami. Najważniejsze, że u Krita nie znajdziemy ani trochę narzekania na cokolwiek, to płyta pozytywna od pierwszej do ostatniej sekundy. Taka, po której człowiek nie tylko się uśmiecha, ale dostaje też zastrzyk pozytywnej energii. Jeśli miałbym zaś wskazać jeszcze jedną kwestię, którą koniecznie należy pochwalić, będzie to styl rapera. On go ma! K.R.I.T. podśpiewuje, nawija leniwie, jest niczym Devin the Dude przed laty królem wyluzowanego klimatu. Przekłada się to też na organiczne, bardzo przyjemne bity, przy których aż chce się ruszać głową. Przed wystawieniem najwyższej oceny powstrzymało mnie tylko jedno. Szczerze wierzę, że stać go na jeszcze więcej. Szczególnie od strony muzycznej. Już mniej więcej wiemy, w jaką stronę poszedł, jaki styl i klimat mu pasuje, teraz pora na ostateczny szlif i objawi się nam nowy król rapowego południa. Zapamiętajcie moje słowa!