Billy Talent – III

1 lutego 2010
ok. 1 minuta czytania

Właściwie jest to czwarta płyta zespołu, który zawiązał się w pierwszej połowie lat 90., jednak debiutancki krążek „Watoosh!” został wydany jeszcze w momencie, gdy zespół nazywał się Pezz (na Billy Talent musieli zmienić, gdy okazało się, że taka nazwa w światku muzycznym już funkcjonuje). Może i na początku działalności wnieśli powiew świeżości, jednak na przestrzeni lat uprawiana przez nich muzyka zwyczajnie się przeterminowała. Blink-182, Good Charlotte, Simple Plan czy Green Day zdążyły już na poprzednich produkcjach całkowicie wyczerpać gatunek nazywany pop-punkiem.

Nadal jest melodyjnie i na jedno kopyto (i stąd ten pop) oraz „rockowo”, „drapieżnie” (stąd ten punk). Niektóre kawałki jak choćby „Pocketful Of Dreams” niebezpiecznie zbliżają zespół stylistycznie do Tokio Hotel i obawiam się, że może to zostać odebrane jako komplement. Zespół stara się być ostry czy wściekły a może nawet wzniosły, ale zbyt to ugłaskane i plastikowe. Wrażenie elementarnej szczerości, jakiejś iskry, prawdziwego klimatu – czegoś, co mogłoby się odnieść do siebie, szybko ulatuje, gdy uświadamiamy sobie, że w tym teatrzyku biorą udział same dzieci. Należy jednak zaznaczyć, że w przeciwieństwie do oglądania uroczych pociech, przed oczyma mamy rozbrykanych facetów – co jest nie dosyć, że dziwne to niesmaczne.