Chris Cornell nie był rockowym ćpunem

21 lutego 2018
ok. 1 minuta czytania

– Mojemu mężowi daleko było do typowego, rockowego ćpuna – zapewnia wdowa w rozmowie z Robin Roberts w programie „Good Morning America”. – Był najlepszym mężem i najwspanialszym ojcem. Straciłam bratnią duszę i miłość swego życia.

52-letni wokalista Soundgarden został znaleziony martwy w hotelu w Detroit 18 maja 2017 roku. Rockman popełnił samobójstwo. Patolog sądowy poinformował, że rockman powiesił się w hotelowej łazience. W jego organizmie znaleziono siedem różnych leków.

– Chciał być z rodziną, z dziećmi. Kochał swoje życie, nie opuściłby tego świata. Nie sądzę, by mógł podjąć jakąkolwiek decyzję z powodu tego jak bardzo miał namącone w głowie – kontynuuje Vicky Cornell. – Ludzie nie postrzegają uzależnienia jako choroby. Sama czuję się temu winna, ponieważ były oznaki. Myślisz, że uzależnienie to wybór, ale tak nie jest.

Fragment wywiadu można obejrzeć poniżej.

Chris Cornell dał się poznać za sprawą działalności w zespole Soundgarden, będącym czołowym przedstawicielem grunge’u. Grupa wydała jeden z najważniejszych rockowych albumów lat 90., „Superunknown” (1994). Ostatni longplay w dorobku kapeli to „King Animal” z 2012 roku.

Cornell z powodzeniem prowadził też karierę solową. We wrześniu 2015 roku ukazała się jego ostatnia samodzielna płyta, „Higher Truth”. Ponadto śpiewał w supergrupach Temple of the Dog i Audioslave.