Chrissie Hynde – „Stockholm”

26 czerwca 2014
ok. 1 minuta czytania

Fakt, że muzykę Hynde puszczał pan Mann daje już pewne wyobrażenie, z czym mamy do czynienia. Jest więc klasycznie, organicznie i z rockowym duchem. Aż trudno uwierzyć, ale to solowy debiut wokalistki, którą znamy od 35 lat. Fani The Pretenders nie przeżyją jednak szoku kulturowego. Artystka nie wstydzi się swego muzycznego rodowodu i tak jak tylko ona potrafi, tym miękko-chropowatym głosem, w ultrałagodny sposób jest zadziorna. Może nieco mniej niż w macierzystej kapeli, słychać pewne wygładzenie, pazurki zostały przypiłowane (zapewne przez Björna Yttlinga z Peter Bjorn and John, który zajął się produkcją), ale nie ma mowy o ckliwościach czy różowym lukrze. Bywa za to czasem ostrzej, lekko garażowo („Down the Wrong Way”) czy retro-klimatycznie („A Plane Too Far”).

„Stockholm” to typowy pop rock, co w tym wypadku należy rozumieć, jako dobre, melodyjne piosenki, zagrane na prawdziwych instrumentach, zaśpiewane z serca. Naprawdę dobre piosenki. „You or No One”, „Dark Sunglasses” i „Sweet Nuthin'” nucą się same. Może przypominające Garbage „You’re the One” można było pominąć, pojawia się też kilka innych słabszych momentów, ale bilans i tak wychodzi na plus.

Czasem w życiu człowieka pojawiają się albumy, które może nie są wielkie, wybitne, wyjątkowe, a jednak nam… pasują. Tego typu wydawnictwem jest „Stockholm”.

P.S. Na gitarach gościnnie grają Neil Young oraz… temperamentny tenisista, John McEnroe.