Chvrches – „Every Open Eye”

19 października 2015
ok. 2 minut czytania

W numerze „Make Them Gold” Lauren Mayberry śpiewa: „Weźmiemy to, co w nas najlepsze i pokryjemy złotem”. Taki był też przepis na nowy album. Chvrches nie zmienili swojego stylu o 180 stopni (chyba nie mieli na to siły po dwóch latach w trasie). Postarali się za to, by następca czarującej płyty „The Bones of What You Believe” brzmiał dojrzalej. Postawili na chłodniejszy, bardziej progresywny szlif. Urokliwemu wokalowi Mayberry towarzyszą automaty perkusyjne i syntezatory rodem z ery new romantic, a uważni dopatrzą się inspiracji Depeche Mode i Duran Duran. W „Never Ending Circles” usłyszymy za to bezpośrednie nawiązania do M83 z czasów „Saturdays = Youth”, natomiast w „High Through To Carry You” za mikrofonem staje Martin Doherty i wprowadza na krążek elementy funku.

Domeną Chvrches jest jednak pop w dwóch odmianach: synth oraz dream. Mayberry nie marnuje czasu na rzewne ballady (tempo zwalnia jedynie w zamykającej zestaw piosence „Afterglow”). Tworzy za to przestrzenne, nasycone efektami perełki od dreampopowego singla „Never Ending Circles” po ambitniejsze, inspirowane nową falą kompozycje („Playing Dead”).

W warstwie tekstowej Chvrches znów stawiają na uniwersalne tematy związków, momentami popadając w banał. Być może jest to efekt obsesyjnego zamiłowania Lauren do nurtu emo (tego klasycznego, a nie wykreowanego przez menedżerów Fall Out Boy). Brakuje mi tekstów cięższego kalibru – w końcu Lauren w wywiadach wspominała o tym, jak tak drobna i pozornie słaba istotka jak ona musi radzić sobie w trasie z protekcjonalnym traktowaniem.

„Every Open Eye” nie jest raczej kamieniem milowym w karierze Chvrches. Powstał na walizkach, gdy przytłoczyła ich eksplozja popularności. Media wróżą grupie tytuły rychłych headlinerów festiwali. Wydaje się, że te prognozy są odrobinę przedwczesne. By wkroczyć na kolejny poziom, Chvrches powinni wyjść poza bezpieczne, synthpopowe rewiry, nawet jeśli konkurencja przysnęła w blokach startowych.