Cynic – „Kindly Bent To Free Us”

12 lutego 2014
ok. 2 minut czytania

Szufladka przydzielona Cynic przez wydawcę nie powinna wywoływać prostych skojarzeń. Nie, zespół nie poszedł w stronę kilkunastominutowych suit, a płyt nie wydłużył do półtorej godziny. Paul Masvidal, Sean Reinert i Sean Malone mają potężną teoretyczną wiedzę muzyczną, którą próbują od lat ciekawie spożytkować na gruncie, który kiedyś ktoś opisał terminem „progresywny death metal”, a który dziś z growlingiem i bezlitosnym naparzaniem nie ma nic wspólnego. Gdyby stworzyć drzewo genealogiczne dokonań Cynic, „Focus” jest niczym dziadek, senior rodu, zaś dokonania artystyczne zespołu w XXI wieku mają podobne pewne znaki szczególne, plasują się jednak w zupełnie innej rzeczywistości artystycznej.

„Kindly Bent To Free Us” to kontynuator „Traced In Air”. Tekstowo i graficznie symboliczno-mistyczny, zaś pod kątem klimatu, podniosły, natchniony, subtelny, wyszukany. Słowo „ezoteryczny”, którego Masvidal użył opisując płytę drugą, też można do trójki odnieść. Trzech erudytów muzycznych z Cynic, robi wiele, abyśmy się nie nudzili. A to Paul do spółki z Seanem M. uderzą w mocny gitarowy akcent (świetny „The Lion’s Roar”), a to pogłaskają lecącym zwiewnie mocno soundtrackowym fragmentem („Endlessly Bountiful”, cudny „Moon Heart Sun Head”), pokażą, że nagromadzenie nut oraz zmiany tempa oraz rytmu są dla nich fraszką, a przy tym zabawą, w którą lubią się bawić (np. kompozycja tytułowa). Parokrotnie na płycie dają też dowód miłości do jazzu i fusion (piękny fragment solowy w tytułowym kawałku), ale nie tak, że przysłania to wszystko inne. Te różne barwy muzyczne ładnie przenikają się i uzupełniają. Brzmienie jest klarowne, dynamiczne, ale nie miałem natrętnie wracającego wrażenia, że słucham produktu spreparowanego w sterylnych warunkach przez bezduszne maszyny. Lubię wokal Paula Masvidala z poprzedniego albumu, więc jego wysokie śpiewanie z taką natchnioną, refleksyjną manierą, specjalnie mnie nie razi. Ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że to dla niektórych będzie przeszkodą. Cynic dowodzi, że nie chce stać w miejscu, więc gdyby jeszcze wokale bardziej urozmaicić, nie byłoby źle.

Cynic gra od początku w swojej lidze. Słuchanie ich muzyki jest niezmiennie wielką przyjemnością i przygodą. Trzech muzycznych erudytów raz na jakiś czas spotyka się w studiu, by z pomocą ogromnej bazy dźwięków, opowiedzieć nam różne historie. W moją wrażliwość trafiają idealnie. Jeśli czegoś mi szkoda, to tylko tego, że Sean Malone nie pojedzie z nimi w trasę. Zobaczyć takiego giganta na żywo, to byłoby coś!