David Guetta – „One Love”

23 sierpnia 2009
ok. 2 minut czytania

Czwarta producencka płyta francuskiego weterana sceny house’owej to produkt od początku do końca wycelowany w podbicie list przebojów i dyskotek (bo niestety nie klubów) przede wszystkim za oceanem. Guetta do współpracy zaprosił najbardziej popularnych artystów ze sceny R&B, co np. dla takiej Kelly Rowland okazało się świetnym sposobem na przypomnienie o sobie masowej publice, ale już dla Kid Cudiego czy Novela przede wszystkim szansą na zaistnienie w Europie. Jest i Will.I.Am, który doskonale odnalazł się na „One Love”, bo kompozycje Guetty obecnie do złudzenia przypominają dokonania The Black Eyed Peas. Akon w numerze „Sexy Bitch” pieje strasznie, ale już Ne-Yo w bardziej dyskotekowej stylistyce wypadł całkiem dobrze.

Słuchając albumu, nie sposób niestety oprzeć się wrażeniu małego déjà-vu. Guetta aż za bardzo sięgnął po stylistykę niemieckiego techno lat 90., które na dłuższą metę jest szalenie męczące. Dlatego też lepiej potraktować „One Love” jako zbiór pojedynczych przebojów, aniżeli album do słuchania od a do z. No i w żadnym wypadku nie należy szukać na tej płycie świeżości, oryginalności i przerostu twórczych ambicji. Ten etap Guetta ma już chyba za sobą. Obecnie chce po prostu wprowadzać kolejne hity na szczyty list, a później liczyć związane z tym profity. Patrząc na „One Love” z tej perspektywy należą się ogromne brawa. O ile ktoś woli dyskoteki od klubów oczywiście.