Devo – „Something For Everybody”

8 stycznia 2011
ok. 2 minut czytania

Gwoli ścisłości, 20 lat minęło od poprzedniej studyjnej płyty Devo, „Smooth Noodle Maps”, niezłej, choć nie mającej takiego kopa, jak „Something…”. Bracia Mothersbaugh i bracia Casale dokonali jednego z najbardziej udanych połączeń współczesnych i dawnych dźwięków, jakie w ostatnich latach słyszałem w szeroko pojętej muzyce popularnej. Na pewno nie grają ekstremalnego metalu, ale poza tym można znaleźć u nich różne odcienie alternatywnego rocka, popu, synthpopu, electropopu, disco, nowej fali, techno, ilustracyjnej elektroniki. Do tego mamy mnóstwo dźwięków czasami sprawiających wrażenie pochodzących z dziecięcych zabawek. No i jest ten jedyny w swoim rodzaju głos Marka Mothersbaugha, który ponad 30 lat temu trafił do świadomości słuchaczy za sprawą przedziwnego coveru „Satisfaction”.

„Something For Everybody” poraża niesamowitą energią. Devo pożenili punkowe uderzenie z szybkim indie rockiem, popem, electropopem i new wave. I jak zwykle nie pozwalają nam się sobą znudzić, bo tuzin piosenek trwa nieco ponad 30 minut. Numery mkną, a nam wydaje się, że słyszymy punków, którzy niedawno przylizali irokezy i zmniejszyli poziom przesterowania gitar. Pojawia się także coś pomiędzy Talking Heads, lżejszym obliczem Killing Joke, Kraftwerk na dopalaczu, podniosłością a la niektóre utwory U2 czy z lekka szalonymi wczesnymi Duran Duran i Depeche Mode. Mieszanina zaiste piorunująca.

Devo zaproponowali interesujący, żywiołowy mixtape, jak na artystów o odpowiednim poziomie erudycji, skłonności do szaleństwa i niestandardowej zabawy przystało. W realizacji muzycznej wizji wsparło ich kilku nietuzinkowych współpracowników, choćby znakomity Josh Freese (m.in. NIN), Santigold czy Mark Ramos Nishita (Beastie Boys). Problem jest jeden – na płycie jest dużo ciekawych rozwiązań, które warto smakować na słuchawkach. Ale jak tu spokojnie siedzieć, gdy energia bijąca z piosenek wyrywa z butów? Ale oby recenzenci mieli tylko takie dylematy i oby ich było jak najwięcej.

Tytułu nie należy odbierać dosłownie. „Something For Everybody” to na pewno nie jest muzyka dla każdego. Co najwyżej dla każdego, który już się kiedyś z Devo zetknął i polubił to, co zespół z Ohio proponuje. Ale słuchanie gorąco polecam także tym, którzy o Devo niedawno usłyszeli po raz pierwszy. Zaskoczenie będzie miłe.