Fight or Flight – „A Life By Design?”

23 sierpnia 2013
ok. 2 minut czytania

Zacznijmy od początku. Zespół Disturbed jakiś czas temu ogłosił przerwę. Tak to bywa z tymi urlopami muzycznymi, że artyści lubią spędzać je pracowicie i nie inaczej było w tym przypadku. Wcześniej otrzymaliśmy zespół Device, na którego czele stanął wokalista David Draiman. Fight or Flight jest natomiast projektem tworzonym przez dwóch instrumentalistów tamtego bandu – gitarzystę Dana Donegana i perkusistę Mike’a Wengrena (którym towarzyszy jeszcze trzech innych muzyków, w tym wokalista Dan Chandler, znany wcześniej z Evans Blue).
Fajnie, że muzycy nie poszli w najbardziej oczywistą stronę i nie przygotowali czegoś, co w mniejszym lub większym stopniu przypomina ich macierzystą formację. Szkoda jednak, że poszukując nowych środków wyrazu, wpłynęli na hardrockowe, post-grunge’owe mielizny.
Rozwodzenie się nad kolejnymi numerami, rozkładanie ich na czynniki pierwsze mija się tu z celem. Bez znaczenia jest, czy mówimy o utworach wolniejszych, niby-lirycznych, łzawych czy tych bardziej czadowych, wszystko i tak pod koniec zlewa się w jedną mdłą całość, z której nie tylko nie pozostaje nam nic w głowie, ale też o której jak najszybciej będziemy chcieli zapomnieć. Rozumiem, że nie każdy zespół musi stawiać sobie za cel redefiniowanie muzyki, ale wtórność i przewidywalność 12 zawartych na płycie numerów po prostu odrzuca. No chyba, że kogoś jest jeszcze w stanie poruszyć półakustyczne granie, na tle którego pan wokalista śpiewa sobie ooooo-ooooo-oooo, głosem umęczonego młokosa, który właśnie dostał kosza na dyskotece.

Nie jest też problemem, że zawartość płyty trąci myszką – idę o zakład, że gdyby te utwory powstały nawet 10-11-12 lat temu, utonęłyby w morzu setek im podobnych. Może byłbym w stanie to przeboleć, gdybyśmy mówili o formacji z jakiegoś małego amerykańskiego miasteczka, której udało się podbić licealne, rockowe rozgłośnie radiowe. W przypadku jednak uznanych nazwisk spreparowanie tak miałkiego produktu to po prostu wstyd.