Foo Fighters -„Greatest Hits”

22 maja 2010
ok. 2 minut czytania

Bez wątpienia najlepsze kawałki zespołu skrywają to, co najlepsze w muzyce. To szczere, pełne emocji i w znakomitej większości eksplodujące energią, prawdziwie rockowe utwory. Na wskroś amerykańskie, często z „radiowymi” melodiami, ale zagrane z taką pasją i taką siłą, że w głowie się nie mieści, że mogą się nie podobać (choć znam kilku niewzruszonych). Co więcej w każdym z tych numerów, bez względu na to, z którego okresu pochodzi, słychać, że tym kolesiom granie niezmiennie sprawia niesamowitą frajdę.

Kompilacja zaczyna się od „All My Life”, czyli nerwowego, jednego z najlepszych riffów nie tylko w dorobku tej grupy. Dalej mamy serię rockowych petard. Najpierw „Best of You” (porywający dramatyzm tego kawałka wciąż zadziwia, szkoda tylko, że nie zamieścili piosenki w wersji koncertowej, gdyż wywrzeszczana przez fanów rozkłada na łopatki), następnie „Everlong” stanowiący już dziś w zasadzie hymn Foo Fighters i podziwiany przez samego Boba Dylana oraz „The Pretender” przykład kompozycji doskonałej, gdzie słodycz miesza się z furią. Oczywiście pojawiło się punkowe, surowe ” Monkey Wrench”, emocjonalne „My Hero”, banalne acz mającego pewien urok „Big Me” czy piękne „Skin And Bones” z sesji MTV Unplugged. Jeśli chodzi o nowe kompozycje – „Wheels” na pewno nie jest szczytem możliwości tej formacji, ale „Word Forward” wypada już całkiem nieźle. Jest jeszcze akustyczne, a dokładniej ascetyczne „Everlong”. Ot, taki smaczek na finał.

W zestawie zabrakło jednak wielu numerów. Część z nich – jak chociażby „DOA” – znaleźć można na dodatkowym krążku DVD. Tak na marginesie, w tę wersję naprawdę warto zainwestować, gdyż Foo Fighters słyną ze znakomitych, nierzadko autoironicznych i naprawdę zabawnych klipów z popisowym „Learn To Fly” na czele.

Płyty „Greatest Hits” słucha się naprawdę świetnie, szczerze jednak wątpię by komuś, kto polubił Foo Fighters ta namiastka ich możliwości wystarczyła. Ja po wysłuchaniu z miejsca włączyłam koncert z Wembley a potem „In Your Honor”. Co innego, gdy ktoś właśnie od zestawu przebojów miałby zaczynać znajomość z zespołem, wtedy serdecznie polecam i zazdroszczę tego, co jeszcze przed nim.