Foo Fighters – „Sonic Highways”

14 listopada 2014
ok. 2 minut czytania

Słuchając materiału bez żadnych informacji, nie znając genezy dzieła, ciężko się zachwycać. Zestaw jest mocno zróżnicowany, momentami dość nietypowy dla Foo Fighters i to nie tylko jeśli chodzi o klimat, brzmienie, ale nawet strukturę utworów. Mamy tu bezapelacyjnie smakowite momenty. Świetne, mocne, porywające granie („Something from Nothing”), wspaniałe melodie („Outside”) czy cudowne, organiczne, bogate brzmienie („In the Clear”). Urzekają dęciaki, fajnie też usłyszeć naprawdę wkurzone Foo Fighters. Nie są to jednak najlepsze piosenki kapeli (z jednym, dwoma wyjątkami). Całość nie wciąga i częściej pozostawia niedosyt niż przyprawia o szybsze bicie serca. Większość utworów jest po prostu przeciętna.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda, gdy podejdziemy do „Sonic Highways” holistycznie. Traktując utwory z krążka, jako jedną ze składowych „muzycznej mapy Ameryki”, jak swój projekt określa Grohl. Każdy z numerów powstał bowiem w innym mieście, w innym studiu, z innymi gościnnie udzielającymi się artystami. Każdy jest swoistym odzwierciedleniem miejsca, gdzie był nagrywany, zbiorem inspiracji przefiltrowanych przez osobowość Foo Fighters.

Nie zapomnijmy też, że całość dopełnia dokumentujący to wszystko serial HBO. Z takim podejściem to interesująca dźwiękowa przygoda. Odnajdywanie analogii, wpływów, odrywanie muzycznych smaków i kolorów oraz przypisywanie ich do miejsc, z których się wywodzą. Istne poszukiwanie skarbów w rockowych (i nie tylko) zakątkach USA. Wyprawa na miarę Indiany Jonesa.

Podsumowując, „Sonic Highways” to średnia płyta, a zarazem kapitalna muzyczna podróż.