Giorgio Moroder – „Déjà Vu”

24 czerwca 2015
ok. 2 minut czytania

Parafrazując Witolda Gombrowicza: „Dlaczego Giorgio Moroder wzbudza w nas zachwyt i miłość? (…) Dlatego, że Giorgio Moroder wielkim muzykiem jest”. Słuchając płyty 75-letniego pioniera disco czułam się zobligowana, by się zachwycać. By piać wniebogłosy o tym, jak klasyka, tradycja spotyka się z młodością i nowoczesnością, by wznosić peany o ponadpokoleniowej, ponadgatunkowej kooperacji, by włożyć błyszczące, obcisłe ciuchy i wirować do rana pod migoczącą kulą. Chciałam, naprawdę, starałam się, ale… „Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, jak mnie nie zachwyca?”.

Niestety, nie potrafię zachwycić się „Déjà Vu”. Owszem, można się przy tym pobawić, potańczyć. Gdyby ktoś chciał urządzić wesele w klimacie disco, może brać album Morodera w ciemno. Pojedyncze utwory to murowane hity, ale całość wypada sztucznie, nachalnie, algorytmowo (tak, wymyśliłam nowe słowo). Mam wrażenie, że jakiś fachura od sprzedaży w wytwórni, uzbrojony w komputer z wypasionym programem wrzucił dane i z algorytmu wyszła mu mniej więcej ta płyta.

Na fali popularności ostatniego Daft Punk wskrześmy Giorgio, zadbajmy, by co drugi utwór w mniejszym lub większym stopniu przypominał „Get Lucky”, wrzućmy trochę nowoczesnych, bardziej agresywnych motywów i dodajmy młodych (młodszych) wykonawców z typowymi dla nich, rozpoznawalnymi elementami. Sia więc pohukuje, Britney jest elektronicznie zniekształcona a Kylie śpiewa w uniesieniu. Nie chodzi o to, że jest to złe, nieprzebojowe, tylko kompletnie pozbawione duszy. Rozumiem, że pop nie musi być szczególnie uduchowiony, ale niech będzie jakaś chemia, jakieś skrzenie, niech to będzie coś więcej niż dopasowanie puzzli. I, żeby nie było, że nie wiem, czego chce. Jest na tym albumie numer pokazujący, jak to powinno brzmieć. Mianowicie „Back & Forth”. Kelis nie jest tu jedynie dostarczycielką refrenu. Kelis jest wartością dodaną, nadaje charakter, czuje to, co śpiewa. To jedyny organiczny kawałek, gdzie przenikają się światy Morodera i zaproszonego gościa, gdzie powstaje coś świeżego i prawdziwego.

Nie będę nikogo odstraszać od „Déjà Vu”, bo jak ktoś chce chwytliwych piosenek w rytmach disco, znajdzie ich tu mnóstwo. To świetny produkt. Ja jednak nie kupuję tego na poziomie artystycznym.