Goldfrapp – „Head First”

2 listopada 2010
ok. 2 minut czytania

Zespół połączył wiosenną błogość „Seventh Tree” z tanecznym drygiem „Supernature” i „Black Cherry”, tworząc dzieło jednocześnie senne i pobudzające. Wybrany na singel przebojowy, „kolorowy” „Rocket” doskonale reprezentuje produkcyjny aspekt materiału zawartego na „Head First”. Dominują syntezatory a la Van Halen i popowa stylistyka. Z jednej strony mamy aranżacje mocno osadzone w latach 80., z drugiej jednak pojawiają odniesienia do hitów z jeszcze wcześniejszej dekady (takie „I Wanna Life” w refrenie przywołuje skojarzenia z „Mamma Mia” zespołu ABBA). Alison i Will jak mało kto potrafią jednak inspiracje przekuć na własną, wyjątkową jakość. Electro i retro w wersji duetu jest lekkie, zwiewne, pastelowe, okraszone onirycznym, pozornie kruchym i delikatnym głosem wokalistki. Piosenki często zdają się bezwładnie wznosić w słoneczne przestworza, takie jak na zdjęciu z okładki, która jest zresztą absolutnie śliczna i idealnie odzwierciedla zawartą na krążku muzykę.

Płyta „Head First”, o czym artyści sami wspominali jeszcze przed premierą, jest szalenie pogodna, radosna – nawet w spokojniejszych, ciut melancholijnych kompozycjach, jak „Dreaming”. Brakuje jedynie pewnej zmysłowości, właściwej Alison Goldfrapp erotyki sączącej się między westchnieniami. Najbardziej ponętnie prezentuje się skądinąd znakomite, szeptane „Hunt”, trochę tego jednak za mało.

Słyszałam zarzuty, że na „Head First” Goldfrapp już nie wyznacza trendów, a jedynie krąży po terytorium zaanektowanym chociażby przez La Roux. Czy jednak, aby na pewno? No bo, co było pierwsze, jajko czy kura?