Gossip – „A Joyful Noise”

17 maja 2012
ok. 2 minut czytania

Przy poprzednim albumie Beth Ditto i spółka pracowali z Rickiem Rubinem (brodaczem od Beastie Boys, RHCP czy Metalliki), teraz pod skrzydła przygarnął ich Brian Higgins, pop-taneczny guru, założyciel Xenomanii (taka ekipa, która pomagała siostrom Minogue, Pet Shop Boys czy Sugababes). Jak można się spodziewać, „A Joyful Noise” nie jest radosnym hałasem, lecz płytą na klubowy parkiet. Trzeba trochę czasu, żeby przyzwyczaić się, że gitary w zasadzie zniknęły, a w ich miejsce pojawiły się syntezatory, a punk-dance’ową zadziorność zastąpił popowy sznyt. Długo to jednak nie zajmuje. Gossip bowiem nagrali jedenaście znakomitych piosnek. A że bardziej taneczne, łagodniejsze brzmieniowo, wygładzone – naprawdę, nie ma to znaczenia.

Ditto mówiła, że przed nagraniem płyty przez rok nie słuchała radia, nie śledziła, co dzieje się na rynku, a jej najlepszym muzycznym przyjacielem była grupa ABBA. Mnie jednak bardziej niż z dokonaniami Szwedów, nowa propozycja Gossip kojarzy się z wczesną Madonną, a dokładniej z niedoścignionym „Into The Groove”. Piosenki z piątego longplaya mają podobną lekkość, swoistą frywolność, ale i pewną melancholię. Choć oparte o elektroniczne dźwięki, bezapelacyjnie mają duszę (szczególnie, że Beth śpiewa o problemach, które dotyczą każdego z nas). To utwory, które potrafią i porwać do tańca w klubie, i sprawić wielką przyjemność, gdy gdziekolwiek indziej zabrzmią z głośników. „Into The Groove” jest popowym absolutem, ciężko więc z tym przebojem cokolwiek równać, ale singlowe, pełne emocji, najmocniejsze w zestawie „Perfect World”, „Get A Job”, „Involved” czy naznaczone disco-funkowym klimatem „Horns” to naprawdę świetne numery. Zresztą, pozostałe też.

Może nie ma tej energii, tego kopa, siły rażenia, za które pokochaliśmy Gossip, bo „A Joyful Noise” to bez wątpienia najbardziej popowa propozycja w dorobku zespołu. Ale nie ma w tym nic złego. Zupełnie nic.