Grimes – „Art Angels”

22 grudnia 2015
ok. 1 minuta czytania

Nowa płyta Kanadyjki jest jak fantastyczny, kolorowy, wełniany sweter. Przykuwa uwagę, wygląda się w nim świetnie, pasuje do wszystkiego, ale gryzie jak jasna cholera.

Ten krążek ma wszystko co trzeba. Nośne melodie, nowoczesną, ambitną produkcję i ciekawe brzmienie. Synthpop w wykonaniu Claire Boucher daleki jest od sztampy i przewidywalności. Bywa mroczny, metaliczny, ale i szalenie barwny, soczysty, niemal wakacyjny.

To jednocześnie soundtrack do szlajania się po mieście po zmroku („REALiTi”), zabawy w alternatywnym klubie, ale też zakupów w galerii handlowej („California”). Dominują syntetyczne, jaskrawe dźwięki, ale nie brak bardziej eterycznych momentów i pastelowych odcieni („Easily”). Raz bliżej jej do Die Antwoord („Sceram”), kiedy indziej do Katy Perry („Flesh without Blood”) czy Madonny i to z różnych okresów („Artangels”). A rozpędzony, motoryczny „Kill V. Maim” to po prostu majstersztyk.

Wszystko to intrygujące, nietuzinkowe, ale jednocześnie drażniące. Wysoki głos Grimes, nadmiar pomysłów, eklektyzm i czasem zwyczajnie przekombinowanie, sprawiają, że ta płyta łatwo nie wchodzi. Że gdzieś tam gryzie, swędzi. Na pewno mamy jednak do czynienia z jedną z ciekawszych popowych propozycji w tym roku. Może po prostu wystarczy się podrapać i cieszyć niebanalnymi utworami Grimes.