Longplay „The Sweet Escape”, na którym znalazły się nowe piosenki oraz niewykorzystane kompozycje z sesji nagraniowej do płyty „Love.Angel.Music.Baby”, sprawia wrażenie kontynuacji debiutanckiego materiału wokalistki. Ponownie mamy do czynienia z nowocześnie zaaranżowanymi utworami, do tego zrobionych w większości przez tych samych producentów – Pharrella Williamsa i The Neptunes. Nowością jest obecność rapera Akona, który zaprezentował się jako współautor i producent tytułowego kawałka.
Stafani ma lepsze i gorsze momenty. Niekiedy zupełnie nie wiadomo, o co jej chodzi – jak na przykład w numerze „Wind It Up”, który co prawda zwraca uwagę, ale niekoniecznie zachwyca, raczej budzi zdziwienie. W tej muzyce przewijają się przeróżne efekty, które nierzadko sprawiają wrażenie zupełnie niekompatybilnych. Na szczęście, Amerykanka pamiętała również, że dobrze gdy piosenka ma jakąś melodię, a nie tylko rytm, łamany na wiele sposobów („Breakin' It Up”). W ten sposób otrzymaliśmy klasycznie dla niej brzmiące nagrania: słodkie, nawiązujące do lat 80. „Fluorescent” i „4 In The Morning”, pulsujące elektroniką „Wonderful Life” czy lekko rockowe „Early Winter”.
Po przesłuchaniu krążka „The Sweet Escape” mam wrażenie, że Gwen Stefani nastawiona jest obecnie przede wszystkim na pop. Jej nowy solowy projekt nie ma żadnego celu artystycznego. A nasza bohaterka przypomina bardziej gwiazdę, która po prostu chce się wyróżniać, niż artystkę poszukującą. Obym jednak się myliła.