Hadouken! – „Every Weekend”

31 marca 2013
ok. 1 minuta czytania

Kto z was nie marzył o wiecznym weekendzie? O ostrej, bezwarunkowej zabawie i porządnej, imprezowej jeździe bez trzymanki? Brytyjska załoga Hadouken! zdaje się, że chciała wyjść naprzeciw zapotrzebowaniu i starała się przygotować album, który mógłby być właściwym soundtrackiem dla nie tylko wiosennych harców. Ale same chęci nie wystarczą, żeby móc się dobrze bawić, potrzebne ku temu sprzyjające warunki i odpowiedni pokład. Także muzyczny. „Every Weekend”, choć już okładką zapowiada się ze wszech miar imprezowo, idealnej rozrywki nam niestety nie funduje. To płyta rozrywkowa, ale chaotyczna. W połowie tylko dobra, nieprzekombinowana i rzeczywiście poruszająca ciało i umysł.
Kawałek „Levitate” mógłby pochodzić (niestety) z repertuaru Roberta M, gdyby ten posiedział nad hitem dłużej niż 10 minut, „Bliss Out” to jednak numer za bardzo przegadany, a „Bad Signal” za bardzo przypomina Linkin Park. Szybko więc o nich zapomnijcie i od razu skupcie się na tym, co na „Every Weekend” najciekawsze, czyli takich kawałkach, jak porywający „Parasite”, dobrze nakręcający „Stop Time” oraz porządnie drum’n’bassowy, nagrany wespół z Drumsound & Bassline Smith „Daylight”. Trzeba więc nieco ustawić sobie ten album, poprzestawiać i zoptymalizować, bo Hadouken! obok parkietowych killerów poupychał też kilka gorszych przerywników. Kto chce na nie wszystkie marnować swoje weekendy, proszę bardzo. Ja układam własną playlistę.