„Stawiamy na nowoczesność w zabarwieniu etnicznym” – głosi zapowiedź Haliny. W niemałym stopniu można się ze stwierdzeniem artystki zgodzić. „Etnoteka” brzmi znakomicie, dynamicznie, bardzo współcześnie i nowocześnie. Muzycy grają kapitalnie, a pojedynki na solówki, jakie w paru momentach toczy Jacek Królik, to po prostu miód (np. „Bez pożegnania”). Słuchanie płyty to doświadczenie na pewno pozbawione bólu i nudy.
Wyczuwacie, że pojawi się jakieś „ale”, co? Wypadałoby przecież nawiązać do zdania Haliny. No to nawiązuję – owa etniczność, narysowana przez artystów jest niczym z turystycznych folderów. Jaskrawa, pięknie wymodelowana, bezpieczna. Nie oddająca esencji, serca etnicznego grania ze stron, w które patrzyła artystka. Nie jest to może wielki zarzut, bo w końcu, ilu z jeżdżących na przykład do Afryki zapuszcza się poniżej Kenii, Egiptu i Tunezji, gdzie ryzyko i nieznane, to codzienność, by zakosztować tego, czego foldery nie pokazują? Zapewne nie tak znowu wielu. Etniczność Haliny ma wymiar ładny, popowy. Taka „Kobieta z moich snów” to dziecko „Simarik” Tarkana i „Ain’t It Funny” Jennifer Lopez. I jest to etniczność niesamowicie kolorowa, niczym pocztówka z wakacji. Pełna skojarzeń, które pojawiają się, by zaraz zniknąć, bo na ich miejsce wskakują kolejne. Czasem etniczność przybrana jest w klubowe barwy, w których odnajdziemy skrecze („Tego nie zmienię”).
„Etnoteka” to album do naprawdę uważnego słuchania, jeśli chce się poznać wszystkie jego odcienie. Bliski Wschód miesza się tu z etnicznym graniem z Wysp Brytyjskich, Bałkanów, cygańskimi i słowiańskimi pieśniami trochę a la Gogol Bordello, zahacza o Jamajkę oraz uwspółcześnione argentyńskie tango na modłę Gotan Project („Ostatnie tango”). W tej panoramie spostrzeżemy też elementy jazzowe (np. cudne solo Królika w „Przegapionej”), zaś solo fletu w „Dałeś czerwone korale” przywodzi na myśli rockowych mistrzów – Jethro Tull i Focus. Swoją ścieżką, tekst wspomnianej piosenki pewnie nie bez przyczyny kojarzy się z zespołem, od którego zaczęła się kariera Mlynkovej. Słowa na płycie są zresztą świetne, ze szczególnym wskazaniem na „Podróż”. Świetna jest też forma wokalna Haliny. Niesamowity ogień jest w jej głosie. Na koncercie może działać porażająco.
W genialnej komedii „Poszukiwany, poszukiwana” pojawił się motyw zawartości cukru w cukrze. W „Etnotece” trochę mi mało Mlynkovej w Mlynkovej. Jest ona w urokliwej balladzie „Zmierzch 2012”, do której tekst napisała z mężem, i może jeszcze w dwóch, trzech piosenkach. Ponieważ to jej pierwsza solowa, można na to spojrzeć miłosiernie. Ten krążek to taki sympatyczny reportaż z ciekawych wakacji, który w piśmie glamour bez problemów mógłby się pojawić. I niejednego czytelnika tegoż pisma zachwyciłby.