Hey – „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”

15 maja 2010
ok. 2 minut czytania

Przytaczanie od razu postaci wokalistki nie jest przypadkowe. Album „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” nieco bardziej przypomina ostatnie solowe poczytania artystki niż to, do czego przyzwyczaił nas zespół. Zresztą, te skojarzenia nie powinny dziwić. Za produkcję odpowiada bowiem Marcin Bors, który pomagał Kasi przy albumach „Osiecka” oraz „UniSexBlues”. Ten zresztą odwalił kawał dobrej roboty. Mnóstwo tu smaczków, subtelnych dodatków z jednej strony nadających nagraniom przestrzeni, z drugiej zagęszczających brzmienie. Jest miejsce na upiorne dęciaki, niepokojące, lekko triphopowe podkłady skontrastowane są z dźwięcznymi perkusjonaliami, banjo flirtuje z gitarami a jazzowe zagrywki przeplatane są syntezatorowymi „cykadami”. W ogóle połączenie elektroniki (często oldschoolowej) i żywych instrumentów jest kapitalne.

Muzyka na „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” w dużej mierze jest stonowana, nastrojowo-refleksyjna i wymagająca. Artyści ochoczo bawią się dźwiękami i różnymi instrumentami. Słuchając chociażby frapującego numeru tytułowego czy otwierającego, kosmicznego „Vanitas” trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem zespół postawił na brzmienie, na klimat, na intrygowanie słuchacza, a nie na stworzenie „zwykłych piosenek”. Struktura zwrotka-refren-zwrotka nie jest dominująca w tym zestawie. Częściej mamy do czynienia z konstrukcją, jak w nagraniu „Faza Delta”, które rozpoczyna się przyjemnym, rozbrykanie tanecznym bitem, by pod koniec podążyć w nieznane. Singlowy „Kto tam? Kto jest w środku?” to najbardziej przebojowa i przystępna propozycja w zestawie.

„Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” jest dla Hey tym, czym dla Myslovitz były „Skalary, mieczyki, neonki”. Muzycznych analogii między tymi wydawnictwami nie należy się jednak doszukiwać. To po prostu – podobnie, jak krążek z 2004 roku – propozycja inna na tle całej dyskografii. Podobnie jak „rybki” Artura Rojka i kolegów, dzieło Kasi Nosowskiej i jej zespołu jest niebanalne, ambitne i bardzo udane.

P.S. Warto zaopatrzyć się w płytę z DVD zawierającym zabawny, „westernowy” dokument poświęcony Hey.