Historia Lemmy’ego w księgarniach

10 sierpnia 2016
ok. 2 minut czytania

Wall przyjaźnił się z Lemmym przez 35 lat, a przez pewien czas był jego PR-owcem. Trudno się zatem dziwić, że jego opowieść o nieżyjącym muzyku jest szczegółowa, pełna nieznanych dotąd informacji, chwilami bardzo zabawna, chwilami rozdzierająco smutna. Wall śledzi losy swojego bohatera od samego początku aż do tragicznego końca. Poznajemy Lemmy’ego jako ucznia walijskich szkół, jako członka grupy Rockin' Vicars, jako pracownika technicznego na trasach Jimiego Hendriksa, jako jedną z gwiazd Hawkwind i wreszcie jako frontmana Motörhead.

– Na Portobello dalej widywało się Lemmy’ego – czytamy w książce. – Trudno go było nie zauważyć, gdy stał przy jednorękim bandycie w pubie Henekey’s. Widziało się na koncertach The Damned i Johnny’ego Thundersa. W czasopismach muzycznych pojawiały się zdjęcia ze Speakeasy, na których widniał Lemmy w towarzystwie Sida i Nancy. Nie ściął włosów. Nie zmienił image’u. Nie zmienił podejścia do życia. Nadal był luzakiem, jak wcześniej. Ale założył nowy zespół, Motörhead. Po raz pierwszy usłyszałem ich w roku 1978 w audycji Johna Peela, gdzie grali własną wersję utworu „Louie Louie”. Ich brzmienie nie miało nic wspólnego z Hawkwind, których brzmienie wydawało się w porównaniu ospałe czy senne. Muzyka Motörhead lepiej harmonizowała z Lemmym: była bardziej surowa, kanciasta, bezkompromisowa.

Podczas pracy nad książką, Mick Wall wykorzystał liczne wywiady z Lemmym, które przeprowadził na przestrzeni wielu lat, a także rozmowy z członkami jego zespołów, przyjaciółmi, menadżerami, innymi artystami oraz pracownikami branży muzycznej.

Mick Wall jest jednym z nielicznych dziennikarzy rockowych, którzy naprawdę potrafią pisać i mają jakieś pojęcie o muzyce – mówił Lemmy. – Mogę z nim gadać godzinami.

Wokalista Motörhead zmarł 28 grudnia 2015 roku.