Jazmine Sullivan – „Fearless”

6 lipca 2009
ok. 1 minuta czytania

Jeśli kogoś w nagraniu debiutanckiego albumu wspomagają takie gwiazdy, jak Missy Elliott, Stargate, Salaam Remi, to albo mamy do czynienia z wyjątkowym talentem, albo produktem roku. Sullivan z pewnością możemy zaliczyć do tej pierwszej grupy. Ma wspaniały głos, bez problemu radzi sobie w klimatach bliższych soulowi, jak i popowemu R&B, bez którego trudno teraz zaistnieć na listach przebojów.

Młoda gwiazdka, co godne uwagi, nie oddała nikomu najważniejszej części albumu, czyli sfery tekstowej. Sama napisała wszystkie piosenki i chociaż momentami jest jeszcze trochę nazbyt infantylna i za bardzo akcentuje emocje, to mamy do czynienia z talentem najczystszej wody. Jill Scott powiedziała kiedyś, że to w Sullivan widzi swoją godną następczynię, co samo w sobie jest wystarczającą rekomendacją.

Sullivan jest frywolna, jest seksowna, ale jest też bardzo szczera i otwarta. Dawno nie było takiej płyty w klimacie soul/R&B. Płyty, na której przebojowość idzie w parze z dbałością o brzmienie. W efekcie po „Fearless” człowiek sięga nie tylko, gdy ma ochotę pobawić się w „czarnych” rytmach. Doskonały debiut.