J.D. Overdrive – „Fortune Favors The Brave”

24 maja 2013
ok. 1 minuta czytania

W zasadzie mogę powtórzyć wszystkie komplementy, jakimi obdarzyłem debiut katowiczan „Sex, Whiskey & Southern Blood”, dodając do nich jeszcze potężniejsze i klarowniejsze brzmienie dwójki, bez pozbawiania płyty charakterystycznego stonerowego brudu. J.D. Overdrive napisali na album znakomite kompozycje, w których odbija się tradycja spod znaku Black Sabbath, Pentagram, Kyuss, jak też i nowsi mistrzowie takiego grania (Down, BLS, Superjoint Ritual). Wzbogacone partiami organów Hammonda (Voltan z Leash Eye) i wsamplowanymi narracjami.

Mamy mięsiste riffy z Wylde’owo-Dimebagowym popiskiwaniem, czasem wgniatające słuchacza niemiłosiernie, jak w doskonałym „Shadow Of The Beast” albo w drugiej części „Born To Destroy”, zróżnicowane wokale, a także taki dekandencko-imprezowy, lekko rockandrollowy posmak w szybszych kawałkach. Choćby takich jak „Beware The Boozehound”, w którym oprócz Hammondów słychać też wokal Rufusa z Corruption i Hellectricity, zaś solówkę na gitarze wycina Piotr „Dziki” Chancewicz (Mech). To może być idealny hymn dla polskich harleyowców. Całej płyty świetnie się słucha od początku do końca. Jest równa i wciągająca. Ma w sobie fajną, energię, świeżość, luz i ten cudowny ciężar.

J.D. Ovedrive dojrzał w ekspresowym tempie. Czas już byłby na to, aby katowiczanie spróbowali sił poza Polską. Odwagi raczej im nie braknie, by takie wyzwanie podjąć. Oraz umiejętności i determinacji, żeby mu sprostać.