Jessie J – „Who You Are”

14 września 2011
ok. 2 minut czytania

Do tej pory trudno mi zrozumieć, dlaczego na singel wybrano (wokalistka miała zapewne wielu doradców) właśnie „Do It Like A Dude”. To najmniej reprezentatywny kawałek z debiutanckiej płyty Angielki. „Who You Are” to nie ostre zagrywki, skrzekliwe śpiewo-melodeklamacje. Laureatka BBC Sound of 2011 kocha miękkie brzmienia R&B z klasycznymi „cykadami”, dziewczęce chórki, klawisze udające smyki. Przede wszystkim jednak Jessie uwielbia śpiewać. Ładnie, czasem nawet słodko, landrynkowo, a na pewno zawsze fantastycznie. Wystarczy włączyć „Big White Room”, by przekonać się, że warunki wokalne ma równie potężne co seksapil.

Weźmy wdzięk Lily Allen, zadziorność Rihanny, urok Beyoncé, charyzmę Santigold. Weźmy też po trochu ze stylu każdej z nich, dodajmy coś od Alicii Keys, coś od Christiny i otrzymamy Jessie J. I proszę nie myśleć, że 22-latka bezczelnie czerpie od koleżanek po fachu (dla niektórych wcześniej pracowała jako autorka piosenek). Utalentowana artystka bierze, co najlepsze w popie, R&B, hip-hopie i próbuje zrobić z tego coś swojego. Bo jeśli się czepiać panny Cornish to, że jeszcze do końca nie wie, jaką muzykę tworzyć. Stąd mamy syntetyczne, ordynarne „Do It Like A Dude” i aksamitne, lukrowane „L.O.V.E.”, na wskroś angielskie „Price Tag” czy „Abracadabra” z podkładem rodem z The Streets i mocno amerykańskie „Casualty of Love”, akustyczne „Big White Room”, ale również bigbandowo-rockowo-aguilerowe „Mamma Knows Best”.

Co by jednak nie mówić, Jessie bez wątpienia potrafi pisać świetne piosenki, czego najlepszym przykładem „Who’s Laughing Now”, od którego ciężko się uwolnić po pierwszym przesłuchaniu. Jej kawałki są absolutnie popowe, chwytliwe, z ładnymi refrenami, zgrabnie wyprodukowane. „Who You Are” nie rozkłada na łopatki, ale obiecuje bardzo wiele. Jeśli J nie straci kompozytorskiej smykałki, istnieją duże szanse, że będzie naprawdę wielka. Na razie jest „tylko” jedną z najciekawszych popowych artystek ostatnich lat.