Judas Priest – „Redeemer of Souls”

25 lipca 2014
ok. 1 minuta czytania

„Redeemer of Souls” to klasycznie, wręcz tradycyjnie brzmiąca płyta łącząca to, co najlepsze w heavy metalu i hard rocku. Bezapelacyjnie mamy najważniejsze atuty angielskiej kapeli, czyli galopujące gitary, wyrazisty rytm i falsetowe zaśpiewy Roba Halforda (choć nie tak częste i nie aż tak wysokie jak za dawnych czasów). Poza rozpędzonym metalem (znakomite „Halls of Valhalla”), mamy sporo rocka i to w kilku wariantach. Od numerów dumnych, kroczących dostojnie („March of the Damned”), przez podbarwione bluesem („Crossfire”) i folkowo-szantowe („Sword of Damocles”), po balladę w stylu Balack Sabbath, czy wręcz Ozzy’ego Osbourne’a („Beginning of the End”).

Do siedemnastego longplaya Judas Priest najlepiej pasuje określenie zacny. To solidny, pełen energii, dobrych kompozycji album. Płyta, która może nie porywa w dziką podróż ani nie miażdży ciężarem, ale brzmi dumnie i szczerze. Jest odpowiednia motoryka, czasem mroczny, złowieszczy klimat, nawet nieco metalowej wściekłości.

Z największymi dziełami Judas Priest „Redeemer of Souls” nie może się równać. Zespół przygotował jednak naprawdę dobry, różnorodny, mocny materiał.