Julian Plenti – „Is… Skyscraper”

5 lutego 2010
ok. 2 minut czytania

Swego czasu recenzent serwisu MetalSucks.com, zachwycał się projektem Puscifer wokalisty Tool, Maynarda Jamesa Keenana. Nie dlatego, że płyta „”V” Is for Vagina” była jego zdaniem genialna, uważał po prostu, że dzięki niej muzyk miał okazję wyżyć się twórczo, tym samym malały szanse, że kolejne dzieło Tool skalane zostanie artystycznymi eksperymentami i próbami zrealizowania rozbudzonych ambicji. Dokładnie tak samo postrzegam album Paula Banksa, który postanowił ukryć się pod pseudonimem Julian Plenti. Wystarczą dwa utwory z początku płyty, by przekonać się, że wokalista Interpol ma ochotę pobawić się dźwiękiem, brzmieniem, stylami a nawet własnym głosem. Raz jest bardziej gitarowo, rockowo („Games for Days”), kiedy indziej folkowo („Girl on the Sporting News”). Trochę dęciaków rodem z parady („Unwind”), trochę walczyka („On the Esplanade”). Bywa mrocznie i radośnie. A po gitarowej burzy następuje fortepianowe ukojenie.

Wymieniać można bez końca. Bywa pięknie, urokliwie i bardzo smutno, ale i energicznie, wręcz zadziornie. Zestaw jest bardzo (chwilami wręcz nieznośnie) eklektyczny. W zasadzie każdy utwór to inne muzyczne wcielenie nowojorczyka i tylko jego melancholijny wokal spaja piosenki w całość.

Banks ma niesamowity głos, jest wiec absolutnie niemożliwe, by stworzył coś, czego nie da się słuchać. Przy tak wielu pomysłach upchniętych na jedną, niedługą (niespełna 40 minut) płytę trudno jednak docenić całość. To trochę jak z wesołym miasteczkiem. Zabawa na poszczególnych karuzelach sprawia radość, ale w najlepszym wypadku skończymy z zawrotami głowy a mniej odpornych może nawet zemdlić.