Jungle – „Jungle”

23 lipca 2014
ok. 1 minuta czytania

Już spieszę wyjaśnić powyższe porównanie. Nie do końca jest to rzecz upatrzona, upragniona, ale ogólnie spoko. T-shirtów nigdy za wiele, więc cieszy, ale nie pobiegnę pełna zachwytów do koleżanek. No i raczej nie czeka jej wybitny los – kilka wyjść i skończy na dnie szuflady.

W materiałach prasowych można przeczytać, że to „kalejdoskopowy, nowoczesny soul”. Nie sposób się nie zgodzić z każdą częścią tego opisu. Jest migocząco i kolorowo. Dźwięki są syntetyczne (choć starają się udawać prawdziwe), mamy do czynienia z elektronicznym materiałem, ale utrzymanym w soulowym duchu, gdzie liczy się pewien luz, groove, zmysłowość. I bez wątpienia brzmi to jak stworzone właśnie teraz.

„Jungle” jest miłe, wdzięczne, przyjemne. Melodie zgrabne, „oszukane” dęciaki potrafią wywołać ciepły uśmiech, a obowiązkowe falsety są obecne. Z tym, że wszystkiego jest tu za mało. Piosenki nie porywają, aranżacje słychać, że komputerowe, a wokale zaledwie poprawne. Potencjalnych hiciorów brak, nie znajdziemy też wibrującej energii czy elektryzujących motywów. Z emocjami, zaangażowaniem też nie najlepiej.

Utwory miały być epickie i rytmiczne, pełne euforii i seksualności, ale nie są, i w tym właśnie problem. Słychać bowiem, w jakim kierunku duet podąża, nietrudno się domyślić, jakie były aspiracje, ale choć pomysł dobry, wykonanie średnie.