Kate Bush – „50 Words For Snow”

20 maja 2012
ok. 2 minut czytania

Fani Kate Bush mogą cieszyć się podwójnie. Nie dość, że artystka wydała w 2011 roku dwie płyty, to obydwie, choć znacząco różne, są na bardzo wysokim poziomie. „Director’s Cut” zawierał stare piosenki w nieco innej postaci. „50 Words For Snow” to siedem całkowicie nowych utworów Kate, wprowadzających nas w nastrój kontemplacji, tajemnicy, refleksji.

Kameralny pop – to określenie rzuciło mi się w oczy w jednym z opisów płyty Bush. Z kameralnością się zgodzę. Ale ten „pop” ktoś chyba dodał tylko przez wzgląd na niektóre dawne piosenki Angielki, które zasmakowały mainstreamowego sukcesu. Prędzej na albumie doszukamy się subtelnego, melancholijnego jazzu i lekkiego rocka niż popu. Kate jest na tym etapie, że żadne listy przebojów i zaszczyty nie mają dla niej większego znaczenia. Robi, co chce i kiedy chce. Choć nie zdziwię się, jeśli ta płyta zagości wysoko w notowaniach.

„50 Words For Snow” to krążek spokojny, łagodny, z rzadka się ożywiający. Sama Kate opisuje go jako „podkład dla padającego śniegu”, przez co zdaje się wskazywać, że mamy na nim i piękno, i delikatność z tym przejawem zimowej aury się kojarzące. Odnosząc to porównanie do muzyki, chodzi o dominujący, oszczędnie grający, jazzujący fortepian, który towarzyszy świetnemu wokalowi Bush niemal cały czas. I potrafi nas genialnie zaczarować, jak choćby w najdłuższym na płycie „Misty” (ponad 13 min). Artystka czuwa jednakże nad tym, abyśmy nie zapadli w zimowy sen. Stąd ożywienia i mocniejsze akcenty. Choćby we wspomnianym „Misty”, a także w singlowym „Wild Man”, utworze tytułowym i pięknym „Snowed In At Wheeler Street”, w którym Kate towarzyszy wokalnie Elton John (nie pamiętam, kiedy oboje śpiewali tak mocno, jak w końcówce tego kawałka).

Kate Bush albo milczy lat kilkanaście, albo tworzy więcej i częściej niż byśmy się spodziewali. Cieszmy się więc, że gdy się uaktywnia, daje nam muzykę piękną, trafiającą prosto w serce, brzmiącą żywo, naturalnie, zagraną z mistrzowskim wyczuciem i dawkowaniem emocji. I nie tylko nadającą się jako podkład do spadających płatków śniegu, choć faktycznie do tego pasuje wprost idealnie. Choć chłodu na tym albumie brak. Piosenki mają w sobie taką temperaturę, że są w stanie roztopić od pierwszego przesłuchania.