Keith Richards chętnie wypłynął na nieznane wody

18 maja 2011
ok. 1 minuta czytania

– Bez niego nie wyobrażałem sobie kolejnego filmu – mówił zaprzyjaźniony z rockmanem od dawna Johnny Depp. – Już na wczesnym etapie produkcji zaproponowałem producentowi Jerry’emu Bruckheimerowi i scenarzystom powrót Teague’a. Uznali, że to dobry pomysł. Reakcja na udział Keitha w filmie na całym świecie była przecież wręcz entuzjastyczna. Jedyny warunek był taki, by jego występ wynikał logicznie z fabuły. Ted Elliott i Terry Rossio wywiązali się z tego zadania znakomicie – kapitan Teague pojawia się w odpowiednim miejscu i czasie. Bardzo się z tego cieszę, bo Keith to fascynujący człowiek. Nieraz włóczyliśmy się, gadając o muzyce czy filmach.

Jak się okazuje, namówienie gitarzysty The Rolling Stones nie było aż tak trudne.

– Johnny spytał mnie: „Wchodzisz w to? Jasne, kochany, już wskakuję na takielunek” – wspomina Richards. – Teague jest bardzo ciekawą postacią w tym sensie, że jest po prostu kostiumem. Kiedy założysz na siebie cały ten strój, stajesz się nim – nic na to nie poradzisz.

Reżyser Rob Marshall bardzo ciepło wspominał współpracę z Richardsem. – Jest niezwykle zabawny i nie traktuje siebie zbyt poważnie – przekonuje. – Gdy nakręciliśmy scenę z jego udziałem, pogratulowałem mu, a on odpowiedział: „Powinieneś zobaczyć mojego Hamleta”.

Poza Richardsem i Deppem, na ekranie zobaczymy Penélope Cruz, Iana McShane’a i Geoffreya Rusha.