Korpiklaani – „Noita”

18 czerwca 2015
ok. 2 minut czytania

Narażam się maniakom folk metalu, którzy pewnie będą gromadnie chcieli udusić mnie ściółką leśną po tym, co napiszę, ale muzyka Korpiklaani ma bardzo mocno ograniczony zakres działania poza kręgiem zapiekłych fanów. Nie, żeby Finowie jakoś spuścili z tonu, nagrali coś na poziomie skandalicznie niskim. To nie ten przypadek. Ja akurat słucham ich okazjonalnie, a że nie zaliczam się do zwolenników folk metalu, ich muzyka może zadziałać na mnie stosunkowo rzadko. I w bardzo ograniczonym wymiarze. Nie jest w stanie mnie porwać do tego stopnia, że się w nią mocno zagłębię. Raczej jest podkładem do czegoś.

Recenzowałem dwie poprzednie produkcje Korpiklaani, „Ukon Wacka” i „Manala”. Odczucia, jakie miałem w stosunku do nich, mogę przenieść i na „Noita”, bo muzyka jest wciąż taka sama, podobnie brzmi, niesie takie same lub bardzo podobne treści i emocje. Od samego początku wyróżnił się zdecydowanie numer „Jouni Jouni”. Okazało się jednak, że to cover starej piosenki „Mony Mony” istniejącej od ponad pół wieku amerykańskiej rockandrollowej formacji Tommy James And The Shondells. Trochę thrashowego młócenia, połączonego ze skrzypkami, akordeonem, trochę ballad do ogniska, skocznego umpa umpa. Leśne opowieści, sagi, mitologiczne historie i tym podobne.

Recenzując wspomniane wcześniejsze płyty Finów wykorzystałem napisane przez siebie zdanie i dokonam autoplagiatu także teraz: „Lekiem na całe zło nie są, lecz mogą być antidotum na doraźny spadek formy. Można przy nich tańczyć, hulać i swawolić do białego rana”. Tylko tyle i aż tyle.