Tak po krótce sprofilowałbym nowy, bardzo długo wyczekiwany album legendy brytyjskiej sceny klubowej Leftfield. Zadebiutowali albumem w 1995 a po 20 latach wydali dopiero trzecią studyjną płytę. Warto było czekać? Od poprzedniej minęło aż 16 lat, lecz to wydawnictwo ma więcej z „Rhythm And Stealth” niż „Leftism” – drapieżność, brudne brzmienia, rytmy electro, pulsacje techno, trochę wokali i strzępy rapu. Ma też coś z nowości, które śmielej wybrzmiewają w „Storm’s End” – nawiązującym do trapu i chillwave. Trudno by było oczekiwać po takiej przerwie jakiejkolwiek kontynuacji stylistyki, tym bardziej, że ta płyta powstała bez udziału drugiego filaru zespołu, Paula Daleya, ale na szczęście Neil Barnes udźwignął ciężar.
W przypadku Leftfield można było być pewnym, że zawartość płyty będzie konglomeratem, mieszanką nowego i starego, a pewnym zaskoczeniem może okazać się brak utworów nastawionych na emisje radiowe. Jedynie „Bilocation” z wokalistką amerykańskiej indie-dance’owej formacji Poliça ma pewne szanse. Co więcej przy pierwszym odsłuchu materiał może nawet rozczarować. Lecz znajdźcie czas na kilka przesłuchań, niekoniecznie w domu. Może weźcie ją w aucie… a wtedy będzie jasne, które momenty powalają, a które są zapychaczami jak odcinki proceduralnego serialu.
Nie jestem fanem techno, ale to właśnie trzy techniczne kawałki (w tym singlowy „Universal Everything”) ugniatają bebechy i sprawiają, że wasz bolid skoczy w nadświetlną. Całkiem nieźle też podziała „Head and Shoulders” z gościnnym rapem punków z Sleaford Mods, którego bas sprawi, że w klubie gwiazdom zejdzie lakier z paznokci. A reszta to już kwestia gustu. Będą chwile słabsze i mocarne, a co najmniej 7 numerów na 10 to momenty warte niejednokrotnego powtarzania. Szczególnie dobrze wypada końcówka z numerami stanowiącymi trójkąt: ambient – techno – trip-bounce, gdzie zamykający „Levitate For You” pozostawi z takim niedosytem, że będziecie chcieli album włączyć od nowa.