Little Dragon – „Machine Dreams”

24 lutego 2010
ok. 1 minuta czytania

Jeszcze przed premierą zespół zdradził, że po mocno nu-jazzowym imiennym debiucie, tym razem postawił na chłodniejsze, bardziej nowoczesne i syntetyczne barwy. Proszę nie obawiać się jednak bezdusznego electro czy zimnego popu. W każdym z utworów tli się żar. A słabych piosenek tu nie ma. Czy to taneczne „Looking Glass”, czy też senne „Feather”, bądź figlarne „Runabout”. Wszystkie kryją w sobie coś ulotnego i urzekającego.

„Machine Dreams” to rzecz niesłychanie niepozorna. Niby banalna mieszanina elektroniki i popu z lat 80., doprawiona elementami soulu i funka. Szwedzi pod przewodnictwem Yukimi Nagano opanowali jednak rzadką sztukę. Z przeciętnych elementów stworzyli coś niezwykłego. Znakomitość tego albumu polega bowiem właśnie na odpowiednimi połączeniu dźwięków. Syntetyczne elementy zuchwale flirtują więc z organicznymi brzmieniami, skoczne rytmy przekomarzają się z onirycznymi pasażami, a wszystko ze skandynawskim drygiem i zwiewnością. Subtelnie, elegancko, ale kiedy trzeba i z dziewczęcą zadziornością.

Little Dragon pokazuje, że można tworzyć pop pozbawiony kiczu, że można pobudzać do tańca bez tanich sztuczek, że w końcu można śpiewać ładne piosenki bez popadania w tandetę.