LL Cool J – „Exit 13”

24 marca 2009
ok. 2 minut czytania

W zalewie bezpłciowych i brzmiących tak samo albumów hiphopowych, nowe dzieło dziadka LL ma w sobie coś wyjątkowego. Po dwudziestu latach spędzonych w wytwórni Def Jam raper koniecznie chciał odejść z klasą. Chciał połączyć oldschoolowe, klasyczne brzmienie lat 80., słodki klimat mainstreamowego rapu lat 90. i najnowsze nurty, gdzie koniecznie musi być R&B i gościnnie ktoś gorący. Udało się? I to jak!

Na „Exit 13” mamy prawdziwe zatrzęsienie numerów, obok których nie można przejść obojętnie. „You Better Watch Me” na podkładzie Marley Marla, „This Is Ring Tone M…” z Grandmaster Cazem czy „Get Over Here” to mistrzowski ukłon w stronę starych czasów. „Come and Party with Me” to trzech wielkich facetów (obok LL Cool J-a rapują tu Fat Joe i Sheek Louch) chwalących przyjemności doczesne, a że lubią imprezować z pięknymi laskami i ciekawie o tym nawijają, wie każdy fan rapu. Dla kontrastu bardzo zaangażowany numer z Wyclefem „Mr. President” (no tak, kiedy rapować o tym, jak nie w przeddzień najważniejszych wyborów prezydenckich w historii „czarnej” Ameryki?). Niestety wypełniaczy też nie brakuje – takie numery, jak „Baby” czy „Cry” tylko irytują.

Nie powiedziałbym w żadnym wypadku, że „Exit 13” to już teraz klasyk rapu. Raz, że za wcześnie na takie oceny, dwa – chyba byłoby to jednak na wyrost. Płyta budzi jednak i emocje i kontrowersje. Gdyby LL nie miał jaj, nagrałby piętnaście słodziutkich cukiereczków na beatach Timbalanda i The Neptunes, zgarnął kasę i po zabawie. Okazało się, że jaja jednak ma.