Mø – „No Mythologies to Follow”

30 marca 2014
ok. 1 minuta czytania

Kto miał okazję poznać single Dunki, nie zdziwi się, że „No Mythologies to Follow” to pełna uroku, uwodzicielska mieszanka niezależnych nurtów i mainstreamowego podejścia do muzyki. Czyli i ciekawa, niesztampowa produkcja, i ładne, skandynawskie melodie. Dziwne, nawiedzone klimaty, ale także obowiązkowo chwytliwe refreny. Muzycznie jest bardziej różnorodnie niż można się spodziewać. Jest basowa elektronika, hip-hop, odrobina rocka, brytyjskie soulowe patenty, synthpop, malowany folkowymi barwami melancholijny pop, wspomnienia Kalifornii lat 50. i europejskich klubów z lat 90. Bywa oszczędnie, delikatnie („Dust Is Gone”), ale i soczyście, bogato („Don’t Wanna Dance”, „XXX 88”).

Zawartość pierwszego albumu wokalistki znakomicie oddaje okładka. Dziewczęca, łobuzerska, młodzieńcza, ale i stylowa, a przede wszystkim przykuwająca uwagę. Mø potrafi być zmysłowa i liryczna, powłóczysto-eteryczna, bywa jednak również pełna wigoru, radosna i nawet „pikantna”. Słuchając jej piosenek na myśl przychodzą Robin, Lana Del Rey, Sia, Cat Power czy Florence. 25-latka z Odense ma jednak pomysł, jak z tych wszystkich elementów zrobić coś swojego i świeżego.

„No Mythologies to Follow” nie jest wielkim albumem, dziełem, które będziemy zachłannie pochłaniać w całości. To bardzo eklektyczny zestaw udanych piosenek, które całkiem dobrze brzmią zarówno pojedynczo, jak i razem.