Zadziorne, wściekłe gitarowe popisy są niewątpliwie najmocniejszą stroną dzieła. Jak zapewniają muzycy zespołu, na jeden ich kawałek przypada, aż chce się błogo westchnąć, 20-30 riffów. A niektóre wypadają po prostu znakomicie, wspomagane perkusyjną galopadą. Równie miłe dla ucha działanie mają rozwrzeszczane wokale, dopełniające rozpędzonych dźwięków. Rzecz więc musi się podobać.
Co może wydać się przerażające, to długość kompozycji – średnio ponad 7 minut. Szczęśliwie, są to wielowątkowe struktury naładowane krótkimi, szybkimi motywami, za sprawą których premierowe utwory Machine Head epatują wyłącznie dynamiką.
Obok wszelakich morderczych poczynań, których na „The Blackening” jest mnóstwo, znalazło się także miejsce na chwilę wytchnienia i… ładne, łagodne chórki. Lecz te są na tyle oszczędne, iż nadają jedynie kolorytu, nie niwecząc miażdżących wyczynów grupy.
Nowy longplay Machine Head nie stanowi wybitnego dzieła, panowie powrócili jednak z całkiem solidną dawką ciężkiego grania, która powinna usatysfakcjonować fanów tradycyjnego trash metalu.