Maciej Maleńczuk z zespołem – „Psychodancing”

13 listopada 2008
ok. 1 minuta czytania

W ostatnim czasie z Wojciechem Waglewskim nagrał eklektycznych „Kolegów”, z Homo Twist mocnego, ciężkiego, świetnego muzycznie „Matematyka”. Teraz na bis mamy zestaw piosenek lekkich i z pozoru kiczowatych, przeznaczonych na mocno zakrapiane imprezy 40-latków, którzy chcą na chwilę przypomnieć sobie cudowne lata młodości. I tu Maleńczuk puszcza oko, bo za tą tandetną konfekcją kryje się kolejny artystyczny manifest.

„Psychodancing” to oczywisty ukłon w stronę muzyki rozrywkowej i to takiej z niekoniecznie najwyższej półki. Z drugiej strony, jeśli sięga się po dokonania takich twórców jak Klenczon, Młynarski czy Niemen (interpretacja „Płonącej stodoły” wyszła rewelacyjnie), jasnym staje się, że ten dancing nie jest taką zwykłą przytupówką w strażackiej remizie, tylko czymś więcej. Maleńczuk i jego czteroosobowa formacja grają lekko, przyjemnie, trochę zadziornie i cwaniacko, ale ani przez moment prostacko.

Można mieć wrażenie, że jest to swoista odpowiedź na popową szmirę, która zalewa polskie dyskoteki i kluby. Maleńczuk zamiast w mediach wyśmiewać wszystkich festyniarzy, pokazał im, jak nagrać muzykę łatwą i wpadającą w ucho. Jest w tym tylko jeden haczyk. „Psychodancing” w kontekście płyty powinien być projektem jednorazowym. Pewne żarty, nawet najbardziej przemyślane i inteligentne, bawią tylko raz.