Maria Peszek – „Maria Awaria”

24 marca 2009
ok. 2 minut czytania

Buńczuczna? Lubieżna? Skandaliczna? Wszystkiego po trochu. Przede wszystkim jednak jedyna w swoim rodzaju. Marysia Peszek pomimo odniesienia sporego jak na Polskę sukcesu, wciąż ma w głębokim poważaniu wszelkie normy i społeczne granice. Jest artystką przez duże A, artystką, co to krytyki się nie boi, a jedyne bariery ma przed samą sobą. Dlatego też fani poetyckich, ale bliskich duszy (i co oczywiste – ciała!), rozerytozowanych fraz będą mieli z „Marią Awarią” po drodze. Czasem trudno się oprzeć wrażeniu, że Peszek jest tak naprawdę do bólu romantyczna i rozanielona, tylko bojąc się posądzeń o naiwność, ubiera swoje myśli w wulgarne słowa.

Słowa słowami – mogłyby istnieć oddzielnie, ale pełnię swoich emocji oddają w połączeniu z warstwą muzyczną albumu. Przy debiutanckiej płycie Maria pracowała m.in. z braćmi Waglewskimi, teraz całość oddała we władanie Smolikowi. Wybór to może nie tyle oczywisty, co jak na Polskę bardzo bezpieczny i dający gwarancję, że brzmienie będzie takie, jak trzeba. Trudno jednak posądzać Peszek o pójście na łatwiznę, to zdecydowanie świadoma decyzja, bo Smolik do Marii muzycznie pasuje idealnie. Jest jak wykwintny kucharz, który doskonale wie, jak dobierać składniki, aby potrawa była wysmakowana – kiedy trzeba pikantna, chwilę później bardziej słodka, a niekiedy do bólu kwaśna. Smolik z wyczuciem miesza brzmienia lounge, jazz, pop, a nawet country/folk.

Marysia Peszek dokonała rzeczy trudnej, a dla wielu artystów wręcz nieosiągalnej. Po doskonałym debiucie nie tylko pokonała wysoko zawieszoną przez siebie poprzeczkę, ale ukazała zupełnie nowe oblicze. Kobieta zmienną jest. Niezmienny jest tylko talent, którego Bozia artystce dała w nadmiarze.