Mary J. Blige – „The London Sessions”

21 grudnia 2014
ok. 1 minuta czytania

„The London Sessions” nie od razu zdradza nowe, odmienione oblicze Amerykanki. Owszem, brzmienie jest brytyjsko lekkie, przetkane „zamuloną” elektroniką, a Mary jest nieco mniej rozdramatyzowana niż zazwyczaj. Nadal jednak mamy do czynienia z R&B i balladami. Może czasem bardziej popowymi, jak fortepianowo-smyczkowe „Doubt”, ale i dość typowymi dla Blige jak „Therapy”. Pierwszym poważnym zaskoczeniem jest akustyczne „When You’re Gone”, ale prawdziwy szok fani MJB przeżyją przy mocno syntetycznym i znakomitym „Right Now”. Amerykanka znakomicie odnajduje się w tanecznych klimatach, jakie zaproponowali jej bracia Lawrence’owie z Disclosure (także w „Follow”). Podobnie w jeszcze bardziej energicznym, klubowym „My Loving”, elektroniczno-nostalgicznym „Nobody But You” czy wakacyjno-balearowym „Pick Me Up”.

Za sprawą takich współpracowników jak Naughty Boy, Emeli Sandé czy wymienieni wyżej Lawrence’owie, Mary J. Blige odmłodziła się artystycznie. Zrobiła to jednak ze smakiem, klasą i umiarem. Blige nie próbuje ścigać się z Katy B czy AlunaGeorge, ale potrafiła znakomicie odświeżyć i urozmaicić swoją twórczość. Pokazała też, że jest bardziej wszechstronną artystką niż można było przypuszczać. Dla tych, którzy wolą bardziej klasyczną Mary, pozostają brzmiące współcześnie ballady z hollywoodzkim polotem.

„The London Sessions” to więcej niż udane połączenie imprezowej brytyjskiej sceny pop-klubowej z soulową głębią i doświadczeniem.