Michael Jackson – „Thriller – 25th Anniversary Edition”

21 lutego 2008
ok. 2 minut czytania

Ćwierć wieku wydaje się całkiem odpowiednim okresem, by zweryfikować wartość muzyki. Niżej podpisany był w 1983 roku młodzieńcem nieco zbuntowanym, więc megagwiazda muzyki rozrywkowej nie robiła na nim wielkiego wrażenia. Piosenki z albumu „Thriller” pojawiały się jednak w każdej stacji muzycznej i w każdym muzycznym programie telewizyjnym, zatem nawet przy złych chęciach trudno było nie zapoznać się z twórczością króla popu. Wpadające w ucho melodie i nowoczesne aranżacje wydawały się wówczas jednak czymś raczej przemijającym. Mało kto wtedy myślał, że po 25 latach będziemy słuchać Michaela Jacksona z rocznicowej płyty, a o generale Jaruzelskim i komunizmie uczyć się z książek. To jednak produkt zgniłej Ameryki przetrwał, a władze komunistycznej Polski na szczęście już dawno są na cmentarzu historii.

Żeby jednak zająć się muzyką. Z oryginalnych 9 kompozycji na płycie dwie to absolutne arcydzieła. Chodzi o „Beat It” i „Billie Jean”. Być może nieco przesadzam, ale tak świetne piosenki nawet znakomici kompozytorzy mogą napisać tylko kilka razy w życiu. Zdecydowanie udane są także „Wanna Be Startin' Somethin'”, „The Girl Is Mine” z Paulem McCartneyem (kto dziś pamięta że eks-Beatles początkowo nie chciał się zgodzić na współpracę z Jacksonem) czy tytułowy „Thriller”, do którego wideo było wydarzeniem tak dyskutowanym, jak dziś Doda bez bielizny. „The Lady In My Life” czy „Human Nature” to raczej wypełniacze, ale czepiać się zbytnio nie będziemy.

Na koniec niestety trzeba wspomnieć o rzeczy najmniej przyjemnej. Nie pora tu by dyskutować o kondycji psychicznej blisko 50-letniego dziś piosenkarza. Jednak właśnie chyba jego izolacja spowodowała, że dodatkowe utwory to zbiór pod tytułem „jak najmniejszym kosztem zarobić trochę pieniędzy”. Jackson zaprosił bowiem do współpracy największe gwiazdy współczesnej muzyki pop (Will.I.Am, Kanye West, Akon, Fergie) i wyszło z tego coś, co brzmi jak wszystkie przeciętne piosenki emitowane obecnie w stacjach radiowych. A przecież można było z nawet już znanych przeróbek legendarnych kompozycji stworzyć cały album jazzowy czy chilloutowy. Jedynie nowej wersji „Wanna Be Startin' Somethin'” z Akonem słucha się z przyjemnością. Jest to o tyle zastanawiające, że utwory z „Thrillera” naprawdę trudno zepsuć.